WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Rosną koszty ubezpieczenia rządowego długu
Jeszcze na początku 2008 roku wyrażony w punktach bazowych koszt credit default swaps na dług rządowy (sovereign debt) wielu państw nie przekraczał wartości jednocyfrowych. W marcu 2009 roku zaledwie kilka państw postrzeganych jest jako wystarczająco bezpieczne, by koszt ubezpieczenia ich długu nie sięgał wartości trzycyfrowych.
Koszt ubezpieczenia niemieckich, francuskich, amerykańskich obligacji wynosi pomiędzy 87 a 95 punktów, koszt CDS na japońskie obligacje nieznacznie przekracza 101 punktów bazowych, a cena CDS na angielski dług sięga już 154 punktów. Rekordzistą, od dłuższego już czasu, jest Argentyna. Koszt CDS na argentyńskie obligacje wynosi 3401 punktów. Oznacza to, że roczne ubezpieczenie wartych 10 000 dolarów argentyńskich obligacji kosztuje 3401 dolarów. Przypomnę tylko, że 100 punktów bazowych to 1%.
CDS na dług Polski kosztuje niemal 373 punktów bazowych i jego cena wzrosła o 52% w 2009 roku oraz o 1420% od początku 2008 roku. Ryzyko niewypłacalności Polski jest większe, biorąc pod uwagę koszt credit default swaps, niż Słowacji, Izraela, Malezji, Tajlandii, Chile i Chin. Zwłaszcza w porównaniu ze Słowacją nasz kraj wypada bardzo słabo. Koszt CDS na słowacki dług to zaledwie 210 punktów bazowych. Myślę, że gdyby Polska była w strefie euro, to sugerowany kosztem CDS poziom ryzyka inwestycyjnego byłby zbliżony do tego na Słowacji.
Z drugiej strony, polskie obligacje oceniane są jako bezpieczniejsze niż dług Brazylii, Meksyku, Turcji i Południowej Korei. Ryzyko niewypłacalności Polski jest niewiele większe od ryzyka niewypłacalności Irlandii.
Oczywiście wnioski płynące z wyceny ryzyka niewypłacalności państw płynąca z rynku credit default swaps należy traktować ze sceptycyzmem, przede wszystkim w odniesieniu do państw zdolnych do monetyzacji swojego długu. Pisałem o tym w tekście „Kto kupuje CDS na amerykańskie obligacje?„. Tym niemniej, rynek CDS jest jednym z kilku zaledwie wskaźników wiarogodności niezależnych emitentów długu i zmiany na tym rynku odzwierciedlają zmiany nastawienia do ryzyka związanego z niewypłacalnością poszczególnych państw.
Kupiliście obligacje skarbowe? Jakie jest ryzyko, że będziecie nimi palić w piecu?
Zainwestowaliście oszczędności w obligacje skarbowe? To popsuję Wam dzisiaj nastrój. Sobie też popsuję, bo dziesięcioletnie obligacje rządowe tkwią w moim długoterminowym, prywatnym portfelu inwestycyjnym. Tkwią tam zaklasyfikowane jako „bezpieczna” inwestycja, razem z lokatami bankowymi i niedaleko produktów strukturyzowanych, które też w sumie są bezpieczne, bo z reguły mają gwarancję kapitału. Słowo „bezpieczny” w kontekście obligacji chyba nie przystoi, biorąc pod uwagę niewypłacalność lub groźbę niewypłacalności takich potęg gospodarczych jak Grecja (no co, teoretycznie są bogatsi od nas), Irlandia, Portugalia, czy Hiszpania.
Gorzej, że według portalu www.businessinsider.com, w rankingu krajów, w których ryzyko bankructwa jest największe, mieści się... Polska. Ściślej pisząc jesteśmy na miejscu 20. wśród krajów zagrożonych plajtą, tuż za Rosją (ale oni mają gaz i ropę), a przed Izraelem (ale oni mają silną armię). Niechlubnym zwycięzcą zestawienia została Grecja, drugie miejsce ma Wenezuela, a trzecie - Portugalia. Dalej Argentyna, Ukraina i Irlandia. Przyznam, że poczułem się nieswojo. Jako posiadacz obligacji skarbowych wyemitowanych przez polski rząd wolałbym, żeby ich emitent nie był wymieniany w „elicie” potencjalnych bankrutów. Być może w portalu, który przyrządził zestawienie, nie słyszeli o tym, że jesteśmy zieloną wypą wzrostu gospodarczego? Zapomnieli sprawdzić, że stopy procentowe są u nas bodaj najwyższe na kontynencie, co świadczy, że rozpędzonej do czerwoności gospodarki nie trzeba pobudzać tanim pieniądzem?
Metodyka rankingu jest prosta - wzięto pod uwagę kraje o najwyższej cenie tzw. CDS-ów, czyli papierów wartościowych, będących ubezpieczeniem długu poszczególnych krajów. Brzmi to trochę mało czytelnie, ale generalnie chodzi o to, że jak ktoś kupi jakieś obligacje i uznaje, że ich wykupienie przez emitenta nie jest pewne, to może wykupić ubezpieczenie. Gdyby emitent nie oddał pieniędzy, zapłaci je inwestorowi ubezpieczyciel, a ściślej - wystawca CDS-u (bo, zdaje się, tych papierów nie muszą wcale wystawiać firmy ubezpieczeniowe). Ceny CDS-ów są różne dla obligacji różnych krajów, bo wystawcy tych CDS-ów również nie są w ciemię bici i życzą sobie więcej pieniędzy za wzięcie na klatę ryzyka upadku kraju zagrożonego bankructwem.
W przypadku polskich obligacji rządowych taki CDS, zabezpieczający interesy posiadacza obligacji na całe pięć lat, „kosztuje” 140 punktów bazowych, czyli 1,4% wartości zabezpieczanego długu. To mniej - wybaczcie porównanie od czapy, ale chcę, żebyście jakoś umieścili sobie te procenty na skali - niż płacimy średnio za ubezpieczenie swojego samochodu (pakiet OC/AC kosztuje zwykle 4-7% wartości w miarę nowego auta, nie licząc ewentualnych zniżek). Ale taki CDS do polskiego długu kosztuje z drugiej strony więcej, niż przeciętne ubezpieczenie ruchomości w mieszkaniu, bo tu przeciętna stawka to 0,5-1% wartości ubezpieczanego majątku.
Jak ceny CDS-ów ubezpieczających polski dług mają się do tych, które są wystawiane dla inwestorów mających stres z powodu posiadania innych obligacji? CDS ubezpieczający dług Turcji, która jest 16. w rankingu krajów zagrożonych bankructwem, kosztuje 164 punkty bazowe (czyli 1,6% wartości ubezpieczanych obligacji). Ubezpieczenie długu Węgier kosztuje już 260 punktów bazowych (czyli 2,6% wartości obligacji), ale ten kraj jest już na 11. miejscu w rankingu najbardziej zagrożonych. A dalej zaczyna być gorąco. Masz obligacje Ukrainy i chcesz je ubezpieczyć? Zapłacisz 450 punktów bazowych, za CDS „irlandzki” płacisz już 662 punkty bazowe, zaś za CDS-y „greckie” aż 1393 punkty bazowe.
Czy zabezpiecznie obligacji przyczyni się do bankructwa Polski?
Bank inwestycyjny Berclays Capital rekomenduje swoim klientom kupno instrumentów zabezpieczających polski dług. Jak to wpłynie na koszty obsługi długu publicznego? Czy oznacza to nadchodzące bankructwo Polski?
Tymczasem na rynku działa ważniejszy i bardzo groźny mechanizm. Gdy agencje ratingowe ocenią, że z finansami publicznymi danego kraju dzieje się coś złego, obniżają ratingi (oceny wiarygodności kredytowej) obligacji emitowanych przez rząd tego kraju. Banki inwestycyjne mogą ponadto zalecać kupowanie CDS-ów. Wówczas inwestorzy kupują je nie jako zabezpieczenie, ale jako okazję do zarobku na wzroście wartości. Kiedy inwestorzy masowo zaczynają kupować takie instrumenty, ich cena idzie w górę, a to powoduje spadki cen obligacji, czyli wzrost ich rentowności. Rząd musi więcej płacić za obsługę długu publicznego, stan finansów państwa pogarsza się, co znów napędza - z pomocą agencji ratingowych - wzrost cen CDS-ów i mamy sprzężenie zwrotne prowadzące do formalnego bankructwa państwa.
Sytuacja taka miała miejsce w przypadku np. Grecji, Portugalii czy Irlandii. W przypadku Polski na razie ratingi nie są cięte, ale taka rekomendacja znanego banku inwestycyjnego jest poważnym sygnałem ostrzegawczym dla rządu. Jedna rekomendacja pewnie nie wystarczy do nakręcenia spirali rosnącego kosztu obsługi długu publicznego, ale warto obserwować, czy nie pojawią się następne... Obecny rząd robi niewiele, aby naprawić finanse publiczne, a w dodatku rozmontowuje system emerytalny, co w ocenie zagranicznych inwestorów jest sygnałem ostrzegawczym.
Źródło - Barclays Capital: Polska może zbankrutować
ANEKS.
ANEKS.
263 mld PLN do spłaty w najbliższej kadencji parlamentu
Nadchodzą złote czasy dla ambitnego ministra finansów, który zechce obniżyć w Polsce poziom długu publicznego. Od października 2011 do października 2015 Polska będzie musiała spłacić swoje długi o wartości 263 mld PLN. Oczywiście, jeśli w międzyczasie zaciągnie nowe długi, zapadające przed 2015 to nawet więcej. Ale na razie w kalendarzu mamy 263 mld PLN. Chodzi tylko o długi krajowe, nie licząc długów zagranicznych. Najwięcej, bo 103 mld PLN przypadają na 2012, ale sporo, bo 81,7 mld PLN jest też do wykupienia w 2013. A oto pełna lista polskich, krajowych obligacji uszeregowana według dat ich wykupu
W tabelce mamy od lewej: datę wykupu, kod obligacji (OK - 2letnie, PS- 5letnie, DS- 10letnie itd ), wartość obligacji, które trzeba wykupić, oprocentowanie roczne ( tam gdzie jest, bo na przykład od 2letnich nie ma rocznych odsetek ). Obligacje, których kody są zaznaczone na czerwono były sprzedawane na ostatnich przetargach, możliwe że dalej będą w sprzedaży na kolejnych przetargach, więc wartość akurat tych papierów może jeszcze wzrosnąć.
Sumując kwoty, które trzeba będzie wydać na wykup obligacji wg lat wychodzi nam taki wykres:
Oczywiście te długi można rolować. Przez cały 2012 można wypuszczać nowe obligacje, które będą zapadać np. w odległym 2022 i za ściągnięte w ten sposób z rynku pieniądze spłacać obligacje, które zapadają w 2012 ( 103 mld PLN ). Ale taki mechanizm nie zmniejsza ogólnej kwoty długu publicznego. A każdy minister finansów przecież chce zmniejszać dług publiczny. Jak widać rok 2012 nadaje się do tego doskonale. Gdyby wykupić w tym czasie wszystkie obligacje z pieniędzy budżetowych i nie zaciągnąć pod to żadnego nowego długu już za rok mielibyśmy dług publiczny niższy o ponad 100 mld PLN. Ciekawe, czy ktoś to obieca przed wyborami. W tabelce mamy od lewej: datę wykupu, kod obligacji (OK - 2letnie, PS- 5letnie, DS- 10letnie itd ), wartość obligacji, które trzeba wykupić, oprocentowanie roczne ( tam gdzie jest, bo na przykład od 2letnich nie ma rocznych odsetek ). Obligacje, których kody są zaznaczone na czerwono były sprzedawane na ostatnich przetargach, możliwe że dalej będą w sprzedaży na kolejnych przetargach, więc wartość akurat tych papierów może jeszcze wzrosnąć.
Sumując kwoty, które trzeba będzie wydać na wykup obligacji wg lat wychodzi nam taki wykres:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz