o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 27 października 2012

Zaledwie wczoraj * Krzemieniec

Kresopedia


Nieistniejący już dzisiaj kościół w Wiśniowcu na XIX-wiecznej akwareli Napoleona Ordy, fot. pinakoteka.zascianek.pl
Baner 300px x 250px
+ Zobacz także...

Kto uratował Krzemieniec?

Dodane przez Lipinski   SEE


Opublikowano: Wtorek, 09 sierpnia 2011 o godz. 09:09:52



          

Skowronek oświadczył mi, że banderowcy mają układ z Niemcami i nie zaatakują miasteczka dopóki ci go nie opuszczą. Niemcy o początkach swojej ewakuacji mieli powiadomić ich wystrzeleniem rakiet. Mieli co pewien czas strzelać nimi aż do momentu gdy ostatni niemiecki żołnierz opuści Krzemieniec.

 
W miesiącu wrzesień otrzymaliśmy od Was 2 500,00 zł, potrzebujemy zaś na dalsze funkcjonowanie 20 000,00 zł.
Zebraliśmy więc tylko 12,50% wymaganych pieniędzy na nasze dalsze funkcjonowanie.


- Jadąc na saniach z żołnierzami niemieckimi i dwoma opiekunami do Wiśniowca dowiedziałam się, że nie będziemy wracać do Krzemieńca, ale pojedziemy dalej do Zbaraża - wspomina Irena Sandecka. - Żołnierze dali jednak słowo, że na godzinę zatrzymamy się w Wiśniowcu, by sprawdzić, czy w ruinach kościoła i klasztoru karmelitów nie ukrywają się niedobici przez Ukraińców Polacy. W Wiśniowcu kościół leżał już w ruinach, całe były tylko piwnice. Jeden z niemieckich chłopców stanął na straży, a dwóch poszło za mną. Przez okienko weszliśmy do piwnicy, była pusta. Później spenetrowaliśmy drugą, też była pusta. Tylko z jej sufitu coś się na nas posypało. Trzecia znajdowała się pod głównym ołtarzem. W niej już znaleźliśmy kupę gruzów i trupy. Pierwsza rzuciła się nam w oczy kobieta. Głowę miała przywalona gruzami. Obok niej leżało niemowlę, też z przysypaną głową. Kawałek dalej znajdowało się ciało chłopczyka, mającego jakieś sześć, siedem lat , z zamkniętymi oczami. Miał spokojną twarz. Widocznie banderowiec zabił go w jakiśhumanitarny sposób. Nie odnajdując nikogo żywego, wyszliśmy z piwnic. Na dziedzińcu bardzo serdecznie tym młodym Niemcom podziękowałam. Dla nich przecież chodzenie po piwnicach i szukanie trupów nie było miłym zajęciem. Wsiedliśmy z powrotem do sań i pojechaliśmy w stronę Zbaraża.
 
Straszna relacja
- Był luty, krótki dzień i zaczynało się już ściemniać. W saniach dowiedziałam się od jednego z moich towarzyszy - Janka Konopackiego, że w czasie, gdy ja z Niemcami sprawdzałam piwnice kościoła, to on chodził po ulicy i pytał ludzi, czy nie wiedzą, gdzie ukrywają się Polacy. Spotkał człowieka, u którego właśnie ukrywał się jeden z Polaków cudem ocalały ze straszliwego pogromu. Nazywał się Gąsiorowski, byłzarośnięty jak dziad. Od niego jako pierwszy Konopacki dowiedział się, jak przebiegał mord w Wiśniowcu, a później tę straszną prawdę przekazał nam. Ze słów Gąsiorowskiego wynikało, że Polacy kryjący się w kościele karmelitów spodziewali się banderowskiego ataku. Przyłączył się do nich sowiecki porucznik, który zaczął organizować samoobronę. Pod jego kierunkiem w kościele zaczęto gromadzić żywność i wodę. Banderowcy zastrzelili go z ukrycia. Polacy zamknęli się w kościele z zakonnikami, część ukryła się w podziemiach. Nocąpojawił się oddział udający sowiecką partyzantkę. My swoi, możecie wychodzić -wołali. Gdy Polacy otworzyli bramę, zaczęła się rzeź. Najpierw zamordowali zakonników, później resztę. Chłopak, który miał dowodzić samoobroną straciłgłowę mimo, że był uzbrojony, nie oddał ani jednego strzału. Zamęczyli go okropnie. Najbardziej znęcali się nad kobietami, które pracowały w niemieckim garnizonie mieszczącym się w zamku Wiśniowieckich.
 
Czołgi na przedmieściach
Po drodze do Zbaraża, Niemcy z Ireną Sandecką, zatrzymali się w Kołodnem. Szybko zapadający mrok czynił dalszą jazdę zbyt niebezpieczną. Znaleźli jakieś obejście, w którym udało im się szczęśliwie przenocować.
- Rankiem dotarliśmy do Zbaraża - wspomina Irena Sandecka. - Gdy zostawiliśmy nasze sanie pod kościołem, Niemcy niespodziewanie zaproponowali mi, byśmy poszli do kina. W ówczesnej sytuacji był to czysty surrealizm, ale nie protestowałam. Kino funkcjonowało, więc do niego poszliśmy. Już nie pamiętam, jaki film grano. Nie miałam okularów, a że jestem krótkowidzem, niewiele co widziałam. Po wyjściu z kina usłyszałam strzały, a także okrzyki, że radzieckie czołgi są na przedmieściach i zaraz wjadą do miasta. Rzucamy się więc z Niemcami w stronę, gdzie stały nasze sanie. Zanim do nich dotarliśmy, usłyszeliśmy ryk silników i za naszymi plecami pojawiły się czołgi. Schowaliśmy się za kościół. Czołgi przejechały obok nas i pomknęły dalej. Niemcy wtedy rzucili się do ucieczki. Okazało się, że jedyna wolna droga prowadziła na Tarnopol. Błyskawicznie została ona zapchana przez wycofujące się zewsząd niemieckie samochody. Moi Niemcy zostawili sanie i ruszyli do przodu wzdłuż drogi. Ja także pobiegłam za nimi. Konopacki , który nie nadążał, zaczął krzyczeć - nie zostawiajcie mnie tutaj! - Ja zaś do niego- proszę pana, wszyscy uciekamy, niech pan też ucieka. - Po drodze mijamy samochody wyładowane żywnością, wiozące konserwy, czekoladę, alkohol. Dwóch „moich" Niemców i Konopacki zatrzymali się i zaczęli pakować do kieszeni, co się dało z tych samochodów. Większość z nich została bowiem porzucona przez właścicieli. Wszyscy krzyczeli „panzer, pancer” i uciekali na piechotę widząc, że ich auta ugrzęzły w korku i w każdej chwili mogą stać się celem ataku rosyjskich czołgów. Ja uciekałam wzdłuż drogi. Niemcy z Konopackim, którzy obłowili się w samochodach zaopatrzenia, ruszyli w pogoń za mną i kolegami na przełaj przez pole. W pewnym momencie myślałam, że się zgubiłam. Nagle obok mnie zatrzymałsię motocykl, w którym jechało dwóch Niemców. W przyczepie siedział jeden z„moich” Niemców i kazał mi siadać na błotniku przyczepy. Po pewnym czasie szosa stała się tak zakorkowana, że dalsza jazda stała się niemożliwa. Zatrzymaliśmy się na nocleg. Niemcy wysłali mnie do chaty stojącej przy drodze, bym poprosiła gospodarzy o nocleg. Zgodziłam się i poszłam do nich.
 
„Pani ich straciła”
- Wytłumaczyłam im, że są ze mną Niemcy, którzy pomagali mi ratowaćPolaków przed nożami Ukraińców i proszą o nocleg. Właściciele chałupy sięzgodzili i udostępnili nam jeden pokój. Niemcy, którzy byli kulturalni, kazali mi skorzystać z łóżka, a sami położyli się na podłodze. Rano dotarliśmy do Tarnopola, gdzie Niemcy jakoś opanowali sytuację. Na przedmieściach miasta spotkaliśmy się z dwoma pozostałymi Niemcami, którzy z Konopackim zaczęli w Zbarażu rabować niemieckie samochody z zaopatrzenia. Dotarli do miasta na piechotę. Musieli tylko przechodzić jakąś rzeczkę. Poczęstowali nas czekoladą i byli zadowoleni. Odnalazł się też Kapuściński, który zginął nam w zamieszaniu w Zbarażu. Poprosiłam Niemców, by nas odwieźli do Krzemieńca. Pokręcili się wśród swoich i ustalili, że do Krzemieńca będzie jechała ciężarówka, w której jest jedno miejsce i radzili mi z niego skorzystać, co też uczyniłam. Obiecali, że jak zorganizują sobie motocykle, to też pojadą za nami i odwiozą Konopackiego i Kapuścińskiego. Jak tylko wysiadłam w Krzemieńcu, zaraz dopadły mnie matka Konopackiego i żona Kapuścińskiego. Rzuciły się na mnie z wrzaskiem i pazurami, mało mi oczu nie wychapały, zanim zdążyłam im cokolwiek wytłumaczyć. - Co pani zrobiła z moim synem? - wrzeszczy jedna. - Co pani zrobiła z moim synem? - drze się druga, wymachując przed nosem kułakami. Ja im mówię - uspokójcie się panie, bo zaraz oni będą! - One zaś swoje- Nieprawda, nieprawda! Pani ich straciła! Na szczęście Niemcy dotrzymali słowa i w niedługim czasie przywieźli na motocyklach Konopackiego i Kapuścińskiego. Podjechali pod mój dom, żebym osobiście przekonała się, że dotrzymali słowa. Dałam im wtedy butelkę dobrego sowieckiego likieru, którą moja mama kupiła w czerwcu 1941r., gdy Sowieci cofali się przed Niemcami i w sklepach zostały wykupione wszystkie towary i na półkach stał tylko likier. Mama przewidując, że wszystkie sowieckie pieniądze stracąswoją wartość, za wszystkie, które jej zostały kupiła tego likieru. Niemcy byli z mojego prezentu bardzo zadowoleni. Gdy chwilę odpoczęłam, przybiegł goniec od Skowronka, dowódcy naszej samoobrony z wiadomością, że chce mnie widzieć.Poszłam do niego natychmiast. Zdałam mu relację z tego, co widziałam w Wiśniowcu, a on sumitował się, że dopuścił do wymordowania Polaków i nie ewakuował ich do Krzemieńca.”
 
Pomógł niemiecki generał
 
- Miał wyrzuty sumienia, ale chyba niesłusznie. Zimą nie było szans na bezpieczne ewakuowanie mieszkańców Wiśniowca do Krzemieńca. Nad jego mieszkańcami też wisiało śmiertelne niebezpieczeństwo. Ukraińcy tylko czekali na opuszczenie Krzemieńca przez Niemców, by nas wymordować. Skowronek też to przewidywał i kazał mi się z matką schronić w budynku, w którym się zainstalował. W nim miał być bowiem jeden z punktów oporu naszej samoobrony. Wyjaśnił mi też, ze główny oddział samoobrony będzie znajdować się w domu Tkaczyńskich pod górą Osowicą. Miał on pełnić rolę grupy manewrowej, odpierającej ataki banderowców i umożliwiającej Polakom schronienie się w wyznaczonych punktach. Skowronek oświadczył mi, że banderowcy mają układ z Niemcami i nie zaatakują miasteczka dopóki ci go nie opuszczą.Niemcy o początkach swojej ewakuacji mieli powiadomić ich wystrzeleniem rakiet. Mieli co pewien czas strzelać nimi aż do momentu gdy ostatni niemiecki żołnierz opuści Krzemieniec. Skowronek miał nadzieję, że samoobrona zdoła odeprzeć atak banderowców i uratuje mieszkańców miasta przed wyrżnięciem. Ja jednak miałam wątpliwości. Sądziłam, że jak banderowcy uderzą na Krzemieniec , to nasza samoobrona nie wytrzyma dłużej, jak dwie godziny. Miała za mało broni i amunicji.
Niemcy zaczęli wycofywać się tego samego dnia, gdy Irena Sandecka rozmawiała ze Skowronkiem. Samoobrona nie ogłosiła jednak alarmu, a banderowcy nie zaatakowali. Następnego dnia do miasta wkroczyli Sowieci. Irena Sandecka doskonale wie, czemu banderowcy nie uderzyli na Krzemieniec.
- Uratowałnas austriacki generał dowodzący krzemienieckim garnizonem - podkreśla. - Zostawiłw mieście starego żołnierza, zagroził mu rozstrzelaniem, jeżeli ucieknie i kazał mu do rana strzelać rakiety. Gdyby nie, to banderowcy z pewnością by uderzyli i wymordowali Polaków mieszkających w Krzemieńcu. Chciałam ustalić nazwisko tego generała, bo uważam, że należy mu się nasza wdzięczność za uratowanie krzemienieckich Polaków przed nożami Ukraińców. Niestety nie udało mi się tego dokonać, ale może ktoś to zrobi. Wymaga tego historyczna prawda...
 
Sowieci znów w Krzemieńcu
Powtórne wkroczenie Sowietów do Krzemieńca nie oznaczało niczego dobrego. Zagrożenie banderowcami przynajmniej w najbliższej okolicy Krzemieńca minęło, ale nad polską inteligencją w mieście, a raczej jej resztkami zawisło kolejne niebezpieczeństwo. NKWD starało się wyłapać wszystkich „londyńczyków”,odgrywających w polskiej konspiracji znaczniejszą rolę. Najpierw jednak Polaków zmobilizowali do WP. Ukraińców wysyłano na roboty. Około trzydziestu polskich ochotników Sowieci wcielili do „istriebitielnego batalionu”, zajmującego się zwalczaniem band UPA.
Do Wojska Polskiego zmobilizowano także dowódcę naszej samoobrony Skowronka, ale później go aresztowano. Mnie aresztowano w maju 1944 r. wraz z całą grupą kobiet. Przez trzy i pół miesiąca byłam więziona w Krzemieńcu i Zbarażu jako „polska nacjonalistka”. Przesłuchujący mnie oficer na początku zadał mi pytanie -dlaczego nie pakuję się i nie zbieram do wyjazdu do Polski i namawiam innych, by nie wyjeżdżali i nie zapisywali się na repatriację. Odpowiedziałam mu, że nie widzę powodu, żeby Polacy wyjeżdżali z Krzemieńca, bo to przecież polskie miasto. Ten uśmiechnął się, a ja mu na to, że przecież towarzysz Stalin powiedział, że Polska nie może być mniejsza niż przed wojną , nie wiadomo więc, czy Krzemieniec przy niej nie pozostanie. – To wy interesujecie się tym, co mówi Stalin? - zdumiał się enkawudzista. - Ja mu twardo mówię, że - tak! - On wtedy zaczął mnie indagować, co robiłam w czasie okupacji hitlerowskiej. - Szto ty zdiełała dlia rodiny? - Nie dałam się zbić z tropu i mówię - Ja spasła odnu dieriewniu. - Zainteresował się, więc mu opowiedziałam, jak uratowałam mieszkańców Wiszni przed mordem, do którego szykowali się banderowcy. Enkawudzista wszystko zapisał. Myślałam, ze zostanę zwolniona, ale niestety przewieziono mnie do więzienia urządzonego w zamku Wiśniowieckich. Umieszczono mnie w celi z młodymi Ukrainkami, podejrzewanymi o przynależność do UPA. Do dziś pamiętam, jak one pięknie śpiewały. Tańczyłyśmy w celi, by nie zwariować.NKWD specjalnie nie męczyło mnie przesłuchiwaniami. Starali się mnie zmusić tylko do współpracy, grozili, ze jeżeli się nie zgodzę, to dostanę 8 lat więzienia! Twardo odmawiałam i w końcu dali mi spokój i zwolnili.
Przed wyjściem kazano mi wyszorować w więzieniu wszystkie możliwe podłogi, chcieli pokazać , kto tu rządzi.
 
Chcieli mnie upokorzyć
- Chcieli mnie też dodatkowo upokorzyć,wskazując jednocześnie, jaki los czeka Polaków, którzy nie wyjadą do Polski i pozostaną na sowieckiej Ukrainie... I tak jednak w porównaniu z aresztowanymi z krzemienieckiej samoobrony mój los dla mnie był bardzo łaskawy. Przewieziono ich do więzienia w Czortkowie i w tamtejszym mieście skazano w listopadzie 1944 r. Czesław Zmożyński i Wydra otrzymali karę śmierci. Wanda i Jagoda Żółkiewskie po 20 lat łagrów. Hankę Humanowską i M. Popławskiego skazano na dziesięcioletnie odsiadki. Burzyńskiego zastrzelono podczas próby ucieczki z więzienia. Zmożyński zmarł w więzieniu przed wykonaniem wyroku. W więzieniu zmarł też Skowronek, którego aresztowano w Wojsku Polskim. Straszny był też los Ukrainek, które siedziały ze mną w więzieniu. Banderowcy podejrzewali ich, że wyszły z więzienia godząc się na współpracę z Sowietami. Zamordowali je w okrutny sposób, najpierw wydłubując oczy. Zamordowali też ich rodziny. Sprawa ta była nagłaśniana w sowieckiej prasie. Zamieszczono w niej makabryczne zdjęcia pomordowanych ukraińskich dziewcząt.
Gdy ja wróciłam do domu, nie mogłam oczywiście marzyć o posadzie nauczycielki. Zostałam laborantką w szpitalu i na tym stanowisku dotrwałam do emerytury w 1969 r.
Marek A. Koprowski

Brak komentarzy: