WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
poniedziałek, 4 czerwca 2012
E 2012 * b.Polska, b.Naród * v p i e r i o d, v siFIFA
..
G()WNO mnie to obchodzi! To całe EURO mam w D()PIE!!! Nie widzę żadnego,
absolutnie żadnego powodu by emocjonować się tymi mistrzostwami, gdy
nie mam dowodu na to, że mojego Prezydenta mojej Polski nie zamordowano.
Obrażającym moją godność Polaka byłoby oglądanie na meczu Polska –
Rosja, w wykupionej przez putinowskiego „biznesmena” loży, mord ruskich i
... ruskich tzw. oficjeli. Może w ramach protestu powinniśmy się
odwrócić od tej imprezy? W godzinach meczy wychodzić na spacer lub
zakupy? Pokazać, że tzw. informacja o sukcesie Partii w przedmiocie
organizacji turnieju jest tyle warta, ile zapewnienia komunistów o
istotnej roli PRL w eksploracji kosmosu.
Skarlałe społeczeństwo, bezbronny Naród
Warszawa1920, 3 czerwca, 2012 - 22:09 SEE
Ilu
nas jest? Epatujemy się nawzajem i ekscytujemy wielkimi liczbami:
ponad 2 miliony podpisało protest przeciw próbie administracyjnej likwidacji Telewizji Trwam, kolejne ponad 2 miliony (czy to Ci sami Polacy?, czy razem to już prawie 5 milionów? ...) poparło wniosek o przeprowadzenie referendum emerytalnego,
tysiące i dziesiątki tysięcy przemaszerowują ulicami naszych miast w obronie wolności słowa, żądając prawdy o Smoleńsku i poszanowania polskiego interesu państwowego, w sondażach „nasi” mają już prawie 30% poparcia wyborczego, albo nawet, Panie!, i ponad to, i właśnie doganiają i prześcigają ... No nie, teraz to już na pewno wezmą nas pod uwagę. Zaproszą do sali numer 42 siedziby Komisji Trójstronnej na miłą, herbacianą pogawędkę, a jak będzie führer miał dobry dzień, to może i jedną „Kropkę nad i” każe poświęcić na „problem jedynie przejściowo występujących, będących efektem jedynie niepełnej informacji, nieporozumień społecznych w przedmiocie być może nieświadomie (a być może nie nieświadomie ...) generowanych wątpliwości odnośnie cudownej w skali makroglobalnie kosmicznej polityki rządu Wielce Szanownego Kawalera Orderu Zasługi im. Walthera Rathenaua, Pana Magistra Premiera, Drodzy Zgromadzeni, Donalda – Ukochanego Przywódcy – Tuska”.
ponad 2 miliony podpisało protest przeciw próbie administracyjnej likwidacji Telewizji Trwam, kolejne ponad 2 miliony (czy to Ci sami Polacy?, czy razem to już prawie 5 milionów? ...) poparło wniosek o przeprowadzenie referendum emerytalnego,
tysiące i dziesiątki tysięcy przemaszerowują ulicami naszych miast w obronie wolności słowa, żądając prawdy o Smoleńsku i poszanowania polskiego interesu państwowego, w sondażach „nasi” mają już prawie 30% poparcia wyborczego, albo nawet, Panie!, i ponad to, i właśnie doganiają i prześcigają ... No nie, teraz to już na pewno wezmą nas pod uwagę. Zaproszą do sali numer 42 siedziby Komisji Trójstronnej na miłą, herbacianą pogawędkę, a jak będzie führer miał dobry dzień, to może i jedną „Kropkę nad i” każe poświęcić na „problem jedynie przejściowo występujących, będących efektem jedynie niepełnej informacji, nieporozumień społecznych w przedmiocie być może nieświadomie (a być może nie nieświadomie ...) generowanych wątpliwości odnośnie cudownej w skali makroglobalnie kosmicznej polityki rządu Wielce Szanownego Kawalera Orderu Zasługi im. Walthera Rathenaua, Pana Magistra Premiera, Drodzy Zgromadzeni, Donalda – Ukochanego Przywódcy – Tuska”.
Nasza mała, fałszywa
stabilizacja. Czy jest taka podwyżka chabaniny, po której nie wytrzymają
nerwy nie dwóch, ale dziesięciu i więcej milionów? Ilu ma się znaleźć
na bruku, albo wyjechać za chlebem na Wyspy, czy do szwaba, żeby ludzie
pojęli, że nie można żyć jak zwierzęta? Dziś wydaje się, że te górne
granice podwyżek, że „normy” statystyczne bezrobocia są, z punktu
widzenia dzisiejszej władzy okupacyjnej, zupełnie bezpieczne. Upadliśmy
strasznie. I najgorsze w tym nie jest to, że brak nam „wiernych” do
głoszenia idei, lecz to, że dla współczesnych Polaków powodem do
powiedzenia bandytom z rządu: NIE! staje się (stało się?) coraz
głębsze sięganie przez ten rząd do coraz bardziej zdemolowanych portfeli
polskich. Nie żadne tam hasła prawdy, sprawiedliwości i wolności. Ci
protestujący przeciw ACTA, jestem pewny, w zdecydowanej większości dalej
nie widzą związku pomiędzy swoimi „nocnymi czuwaniami” w obronie
swobodnej wymiany plików w przestrzeni wirtualnej z, tako samo swoimi,
wcześniejszymi wyborami przy urnie, nie rozumieją, że jest to logiczny, a
prosty efekt ich własnej decyzji o wybraniu Psa na premiera.
Społeczeństwo jest już
tak wytresowane, że „jedną ręką” – okazując swoją słuszną postawę
historycznoideową – wyśmiewa absurdy komuny w rodzaju wyrobów
czekoladopodobnych i objęcia wtedy wszystkiego tajemnicą państwową,
„drugą ręką” z pełnym zrozumieniem aktualnoideowym przyjmując za
demokratyczny standard oddawanie przez władze do użytku nie dróg, ale
„przejezdnych odcinków” i całkowicie zbywając milczeniem prowadzoną
przez rząd, rekordową w skali Europy, politykę inwigilacyjną (i nie
chodzi tu bynajmniej o ACTA).
Wszystkim rządzi
informacja. Ona jest prawdziwym twórcą decyzji wyborczych. I trzeba
sobie wyraźnie powiedzieć, że MY NIE WYGRAMY ŻADNYCH WYBORÓW, jeśli nie
uzyskamy przewagi w wojnie o dotarcie z informacją polityczną do
Kowalskich JESZCZE PRZED „Dziennikami” Tusksatu/WSI24/tvpo, JESZCZE
PRZED „Gazetą komunistyczną” i „KomPolityką”, JESZCZE PRZED porannym
seansem nienawiści w komunistycznym radiu z Czerskiej. Jednego nie można
odmówić dzisiejszym okupantom: konsekwencji w prowadzeniu antynarodowej
polityki. Mając całkowicie posłuszne najbogatsze i największe media,
uruchomiła i z niezwykłym uporem, w absolutnie złej woli, ale bardzo
skutecznie likwiduje inne ośrodki i formy kształtowania i rozwoju
ojczystej myśli: szkołę, instytucje kultury i sztuki, inicjatywy nie
lewicowe a patriotyczne, czy zgodną z polską racją stanu politykę
pielęgnowania pamięci historycznej.
Pieniądze – i to w olbrzymiej ilości – są, ale nie na „Frondę”, ale „Krytykę Polityczną”. Środków na POLSKIE szkoły nie ma (w roku poprzednim i bieżącym pod administracyjnym toporem Psa padnie w sumie około 2 500 placówek!), budynki po likwidowanych szkołach i dotacje, nieproporcjonalnie wielkie wobec tych przyznawanych na uczniów polskich, są jednak dla mniejszości niemieckiej. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się prawdziwych eposów filmowych o Piłsudskim, czy Powstaniu Warszawskim. Gdzie my żyjemy?
Pieniądze – i to w olbrzymiej ilości – są, ale nie na „Frondę”, ale „Krytykę Polityczną”. Środków na POLSKIE szkoły nie ma (w roku poprzednim i bieżącym pod administracyjnym toporem Psa padnie w sumie około 2 500 placówek!), budynki po likwidowanych szkołach i dotacje, nieproporcjonalnie wielkie wobec tych przyznawanych na uczniów polskich, są jednak dla mniejszości niemieckiej. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się prawdziwych eposów filmowych o Piłsudskim, czy Powstaniu Warszawskim. Gdzie my żyjemy?
Jutro 10 rocznica
autentycznego komunistycznego zamachu stanu. Odebrania Polsce możliwości
swobodnego kształtowania swojego bytu państwowego. No i co z tego? Kogo
to, q..rwa, obchodzi? EURO, EURO!!!, to jest ważne!!! Czy 11 kopaczy
wykopie piłkę do kolejnej rundy turnieju, czy pozostanie z, i tak
gigantycznymi, pensjami za udział w fazie grupowej (jak zwykle)? Jak
przebiegnie organizacja wydawania wejściówek na trening szwabskiej
drużyny? Czy zagra ten, czy tamten?
I ja dlatego powiem:
G()WNO mnie to obchodzi! To całe EURO mam w D()PIE!!! Nie widzę żadnego,
absolutnie żadnego powodu by emocjonować się tymi mistrzostwami, gdy
nie mam dowodu na to, że mojego Prezydenta mojej Polski nie zamordowano.
Obrażającym moją godność Polaka byłoby oglądanie na meczu Polska –
Rosja, w wykupionej przez putinowskiego „biznesmena” loży, mord ruskich i
... ruskich tzw. oficjeli. Może w ramach protestu powinniśmy się
odwrócić od tej imprezy? W godzinach meczy wychodzić na spacer lub
zakupy? Pokazać, że tzw. informacja o sukcesie Partii w przedmiocie
organizacji turnieju jest tyle warta, ile zapewnienia komunistów o
istotnej roli PRL w eksploracji kosmosu.
Doczekaliśmy czasów, że
to nie my Litwinów, ale Oni nas uczą nie tylko podstaw suwerennego
myślenia o własnym bycie, ale w ogóle szacunku do samych siebie i
swojego państwa. Słowa Pani Prezydent Dalii Grybauskaite o wybraniu
przez namiestnika i Psa za przyjaciela Polski Rosji, kosztem takich
państw regionu, jak Litwa, nie są kolejnym etapem dyplomatycznych
przepychanek pomiędzy Wilnem i Warszawą. To bardzo głęboko przemyślane, a
co najważniejsze oparte na faktach, po prostu faktach, sprawozdanie z
aktualnego stanu relacji polsko – rosyjskich. Zaledwie przypominając
realizowany z wielkim sukcesem projekt NordStream, należy tu, na
przykład, przywołać inny wspólny zamysł rosyjsko – niemiecki, o którym,
rzecz jasna, nie dowiemy się z mediów „wiodących”. Mowa o skutecznym
tworzeniu z Obwodu Kaliningradzkiego współczesnych Prus Wschodnich.
Niespełna miesiąc temu weszła w życie ustawa o tzw. małym ruchu
granicznym pomiędzy Polską i Rosją (czyli tym Obwodem). Ale nie Polska
jest tej ustawy (i, będącej jej podstawą, umowy polsko – rosyjskiej)
podmiotem. Królewiec to już jedynie nazwa historyczna. Cały ten pomysł
był forsowany przez, formalnie wszak nie uczestniczących w tym
przedsięwzięciu, Niemców (także tych z organizacji „wypędzonych”) i
samych władców Kremla. Stawka była wysoka: stworzenie możliwości
aktywnego udziału Rosji w przedsięwzięciach ekonomicznych Unii, w tym
unijnych dotacjach, z jednej strony, oraz polityczne i administracyjne
ułatwienia w działalności niemieckiego biznesu, silnie zaangażowanego w
Obwodzie, z drugiej. Dlatego Niemcy – bo przecież nie Sikorski –
uzyskali dla potrzeb tej umowy odstępstwo od unijnych norm prawnych dla
ruchu bezwizowego (Obwód jest zbyt dużym terytorium według tych norm), a
nawet obiecali Litwinom, bardzo zaniepokojonym projektem,
dofinansowanie ich inwestycji w elektrowni atomowej w Ignalinie. No i
się udało, bo i udać się musiało, skoro powołano wcześniej takich
„rządców” obszarów przylegających od zachodu i południa do Obwodu
Kaliningradzkiego. „Rządców”, którzy nie widzą żadnej sprzeczności
pomiędzy ich przyjacielskim dyskutowaniem, jednego dnia, z władzą obcego
państwa o ułatwieniach granicznych dla obywateli tego państwa i
posłusznym przyjmowaniem do wiadomości wygłaszanych przez tę samą
władzę, dnia następnego, manifestów na temat dalszego uzbrajania
obszarów stanowiących przedmiot owych miłych negocjacji o bezwizowym
ruchu. Manifestów odpowiadających polskiej awanturniczej polityce
antyrakietowej i otwarcie stwierdzających, że celem tych zbrojeń jest
właśnie „dyskutant”, czyli Polska. Eufemistycznie można to zdiagnozować
jako schizofrenię polityczną, ale od 1792 r. stosuje się również inne
określenie na tego rodzaju działania i zaniechania, zbieżne z nazwą
pewnej miejscowości położonej nieopodal Humania nad rzeką Siniuchą (dla
lemingów: to w tym kraju, w którym będzie się za tydzień zaczynała
kopanina, równolegle z kopaniną uskutecznianą nad Wisłą).
Nie trzeba wyjaśniać, że
Polska nie uzyskała literalnie nic w zamian, nawet obietnicy życzliwego
traktowania polskich inicjatyw gospodarczych. Tym zaś sposobem ten
teren, będący najbardziej zmilitaryzowanym na świecie i jednym z
najbardziej skryminalizowanych w Europie, stał się doskonałą bazą
wypadową rosyjskich służb i gangsterów do Polski (i Unii). W sensie
geopolitycznym tylko czekać zaś należy „podłączenia” Polski do systemu
odbiorców elektrowni w Kaliningradzie, której budowę właśnie rozpoczęto
(a po cholerę nam współpraca energetyczna z Litwą?), a następnie,
kierowanych z Berlina i/lub Moskwy, pytań – z bardzo krótkim terminem
odpowiedzi – o czas przejścia terenów Pomorza ze statusu
polskopaństwowego w tranzytowy.
Z reporterskiego
obowiązku warto jeszcze powyższe uzupełnić o pewien zapis
chronologiczny. I od razu trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: to z całą
pewnością nie jest ostatnie słowo w podjętej przez dzisiejsze władze
Polski rywalizacji o palmę pierwszeństwa w kilkuwiekowych już zmaganiach
polskojęzycznych „działaczy” o miano najbardziej rosyjskiego z polaków
(?) [sic!].
- 13 lutego 2012 – projekt ustawy ratyfikacyjnej dla umowy wpływa do Sejmu;
- 29 lutego 2012 – jest już gotowe sprawozdanie po I czytaniu w komisjach;
- 14 marca 2012 – II czytanie projektu;
- 15 marca 2012 – komisje mają już sprawozdanie po II czytaniu;
- godz. 9.30 16 marca 2012 – już po głosowaniu (ustawa przyjęta – „za” głosowali wszyscy obecni na sali posłowie po, psl i sld oraz 39 na 40 od chama z Biłgoraja);
- 16 marca 2012 – ustawa trafia do Senatu i do Ruskiej Budy (to nie pomyłka: Kopacz wysyła ten dokument TEGO SAMEGO dnia!);
- 12 kwietnia 2012 – Senat nie zgłasza zastrzeżeń;
- 4 maja 2012 – mąż Dziadzi podpisuje (chyba bez błędu, ale to nie jest do końca pewne) ustawę.
Można? Można. Po prostu.
Jakiś czas temu lemingi
otrzymały komunikat: na sznurze, na którym znaleziono martwe ciało
Andrzeja Leppera nie było śladów obcego DNA. Tako samo, zapewne, jak,
lat już temu bedzie dwanaście, Pan minister – prezes z SLD Sekuła
Ireneusz, który – SAM!!! SAM!!! – podjął się pobicia swoistego rekordu
Guinnessa, popełniając samobójstwo poprzez trzykrotny strzał w brzuch.
Podobnie zresztą zupełnie jak ów Pan pułkownik jednostki wojskowej nr
3362, który tak się – SAM!!! SAM!!! bez zdań ... dwóch (...) –
zapamiętał w tańcu, że zapomniał o swoich kłopotach z krążeniem i, ojej!
taki młody jeszcze, niestety opuścił środowisko SOWY. Był zaś taką
nadzieją dla kadr Ochotniczych Hufców Pracy, na których imprezie
integracyjnej wykonywał ten taniec radości z gigantycznych sukcesów
odnoszonych i na co dzień, i od święta przez naszych Umiłowanych
Przywódców Platformy – Lory.
Jak to wszystko należy
traktować? A może się nad tym w ogóle nie zastanawiać? Czy my jesteśmy
debile? Mamy przecież swój rozum. Może należy go po prostu użyć?
Kiedyś jeden Pan
drugiemu Panu, któremu powierzył był wcześniej płaszcz na przechowanie
(w ramach usługi „szatni”), powiedział, że chciałby tenże płaszcz
odebrać. W odpowiedzi usłyszał, że, owszem, może płaszcz odebrać, ale
nie swój. Z właściwym płaszczem pozwolił sobie bowiem ów kierownik
szatni – bo takie akurat stanowisko menedżerskie zajmował wspomniany
drugi Pan – postąpić jak z „własną własnością”. To znaczy „zadysponował”
„oryginalny” płaszcz według własnego, właśnie, widzimisię. I co mi Pan
zrobi?, usłyszał na koniec rzeczony pierwszy Pan, kiedyś zwany też
właścicielem „oryginalnego” płaszcza. Dzisiaj za tego kierownika szatni
„robią” wybierający się do Polski kibice z pewnego, bardzo
zaprzyjaźnionego z aktualną władzą naszego kraju, państwa. Zanim bowiem
jeszcze wsiedli do samolotów, które ich nad Wisłę NA PEWNO BEZPIECZNIE
przetransportują (...; dla TAKICH gości podstawia się statki lotnicze
pozbawione środków wybuchowych), zdążyli już ogłosić, że po przybyciu
złamią miejscowe prawo (a tam prawo!, „pewna prywatnośrodowiskowa
zasada”, jak by zapewne mądrze wywiódł jakiś Kaliski autorytet prawny
WSI24). I żeby zaakcentować, kto tu jest demiurgiem prawa, współczesnym
Repninem, a kto tego prawa wykonawcą, od razu wzięli się za konstytucję.
Jak prawdziwe paniska. Trza pokazać, że nie będzie im jakiś Marsz
Pamięci przeszkadzał w swobodnych alkoholowych wędrówkach po stolicy z
dumnie wypiętymi na komsomolskiej piersi sierpem i młotem. Piszcie, co
chcecie po tych waszych ustawach zasadniczych, wymieniajcie komunizm
wśród zakazanych „metod i praktyk działania”, гaвно nas to obchodzi.
Zrobimy, jak chcemy. Nie po raz pierwszy i przy tym nibyrządzie – nie po
raz ostatni.
Były jednak kiedyś
czasy, kiedy w sądzie nazwisko Szechter nie było automatycznie uznawane
za synonim niewinności – nawet jeśli „wyjściowo” dotyczyło roli
oskarżonego – bo Szechter to jeden z twórców III Rzeczypospolitej,
uczestnik wydarzeń, które doprowadziły do Okrągłego Stołu i zmiany
naszego ustroju na ten ustrój, w którym obecnie możemy spokojnie o tym
rozważać bez obawy, że ktokolwiek zostanie ukarany. Jak była łaskawa
orzec – ogłaszając urbi et orbi zbrodnię niespotykaną Jarosława Marka
Rymkiewicza – pewna pani sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nie
pierwsza zresztą, i zapewne nie ostatnia, dziś postać (... posiedzieć raczej niż postać,
jak mawiał Kisiel) tej profesji, opierająca swoje wyroki na strukturze
stopki redakcyjnej gadzinówki z Czerskiej. Mając takie nazwisko, przed
wojną szło się jednak do kryminału. Zdrajca i zbrodniarz stanu – w
najlepszym przypadku – tam bowiem wtedy trafiał.
Przypomnijmy na czym w
ówczesnej Rzeczypospolitej opierała się narodowa moralność i z czego
wynikały wyroki takie, jaki zapadł przeciwko ojcu Michnika.
Przypomnijmy, z jaką powagą Polskie Państwo traktowało własne prawo
ustanowione do Jego obrony.
Art. 93. § 1. Kto usiłuje pozbawić Państwo Polskie niepodległego bytu lub oderwać część jego obszaru,
podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 10 lub dożywotnio albo karze śmierci.
Art. 94. § 1. Kto targnie się na życie lub zdrowie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej,
podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 10 lub dożywotnio albo karze śmierci.
z rozdziału XVII „Zbrodnie stanu” Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 lipca 1932 r. Kodeks karny.
Gdy 20 stycznia 1945 r.
żołnierze por. Tadeusza Studzińskiego „Jędrzejewskiego” z plutonu
dywersyjnego „Kurniawa” oddziału Armii Krajowej „Chełm”, realizując
wyrok Polskiego Państwa wydany na Wacława Krzeptowskiego właśnie w
oparciu o prawo II RP, zostali przez skazańca poproszeni o
rozstrzelanie, odmówili, stwierdzając, że zdrajców się wiesza, bo na
honorową kulę nie zasługują. I zawisł, jak podaje jeden ze świadków, na
powrozie pożyczonym wcześniej niby do poprowadzenia cielęcia. Jeszcze
tylko agrafką przypięta kartka ze słowami: Tak zginie każdy zdrajca Ojczyzny i
sprawiedliwości stało się zadość. To nie jest tak, że zawsze są różne
odcienie szarości: niejednokrotnie czyny zbrodnicze dokładnie wypełniają
literę prawa. Wystarczy chcieć to dostrzec. I zareagować. W imieniu Państwa Polskiego.
I MY doczekamy jeszcze takich trybunałów. Doczekamy jeszcze takich wyroków w imieniu Państwa Polskiego. I na TYM sznurze będzie DNA wielu Polaków! Milionów Polaków!
Czas najwyższy wrócić do
źródeł. Te zaś są jedne i stałe. Nie ma dwóch tożsamości. Tak, jak nie
ma ciągłości ani logicznej ani emocjonalnej pomiędzy reżimem okupacyjnym
i władzą wyłonioną przez Naród. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że
Polska Państwowość, zerwana – w sensie faktycznego związku rządu i jego
armii z terytorium – w 1945 r., do dzisiaj nie została w sposób legalny
przywrócona. Nie ma czegoś takiego, jak się nam wmawia, że coś się
kończy, coś się zaczyna. ...
Choćby w sercach jeno
trwało, choćby z map nie wynikało, z ust spętanych nie krzyczało,
pozostanie i trwać będzie, bo jest polskie, tysiącletnie.
Co się w Wołgi
bagnach rodzi, śmierci cieniem słońce grodzi, pod powierzchnią życie
trzyma, tak parszywe w swym rozkwicie, nie zna światła – zachwycone
swoim gniciem;
Lecz bez ducha nie
zwycięży, i choć dzisiaj władzę dzierży, legnie w gruzach, pokonane,
kiedyś skoro Naród wstanie, wiedz wszak: końca nie ma takie życie, które
z ducha rodzi się, nad życie.
Szabasdág znaczy WOLNOŚĆ – dokładnie z tej beczki, z której należy czerpać:
Polska dryfuje, bezrobocie rośnie, a Tusk ma jasność wyłącznie co do swoich własnych interesów i przyszłości
opublikowano: dzisiaj, 15:41 | ostatnia zmiana: dzisiaj, 15:54
O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz