WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 21 czerwca 2012
Po raz 1-szy w neokomunie - Rumunia 1.mandatowa
List do Ambasadora Rumunii w Polsce - Jerzy Przystawa
by GazetaObywatelska Kornel Morawiecki WrocławWarszawa, 1 czerwca 2012
Jego Ekscelencja
Pan Gheorghe Predescu
Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Rumunii
w Rzeczypospolitej Polskiej
ul. Fryderyka Chopina 10
00-559 Warszawa
Ekscelencjo,
Piszę do Pana w imieniu Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, który od wielu lat zabiega o wprowadzenie w Polsce, w wyborach do Sejmu, systemu wyborczego na wzór takiego, jaki obowiązuje w najwyżej rozwiniętych demokracjach, jak Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Kanada i inne. Jesteśmy bowiem przekonani, że taki system wyborczy wprowadziłby w polityce państwowej polskiej odpowiedzialność indywidualną wybranych polityków przed wyborcami, dając społeczeństwu efektywną kontrolę nad postępowaniem i jakością klasy politycznej. Cieszymy się więc niezmiernie, że taki właśnie system został uchwalony przez Parlament Rumuński. Mamy głęboką nadzieję, że Prezydent Rumunii niebawem tę nową ustawę podpisze i stanie się ona obowiązującym prawem.
Rumunia jest pierwszym krajem w całym byłym bloku sowieckim, która zdecydowała się na ten doniosły krok, a politycy rumuńscy dają nam wszystkim przykład, że politycy są w stanie wznieść się nad wąskie interesy partyjne i wprowadzić instytucje demokratyczne, które ich działanie poddadzą skutecznej kontroli obywatelskiej. Ufamy, że za Waszym przykładem pójdą politycy polscy, a może też i innych krajów w podobnej sytuacji. Dlatego kierujemy na Pańskie ręce wyrazy najwyższego uznania, gratulacje i życzenia wszelkiej pomyślności dla Pańskiego Kraju i Jego Obywateli.
Składając nasze najlepsze życzenia nie zapominamy, że Rumunia była jednym z nielicznych krajów, które okazały Polsce i Polakom prawdziwą pomoc w chwili katastrofy dziejowej, jaką była napaść na nasz kraj, ze strony Niemiec i Sowietów, we wrześniu 1939 roku. Ten historyczny fakt nakłada na nas obowiązek wzajemności i śledzenia rozwoju Rumunii ze szczególną uwagą.
Bylibyśmy zobowiązani, gdyby Pan Ambasador, albo osoby przez Niego wskazane mogły podzielić się z nami doświadczeniami rumuńskimi, albowiem te doświadczenia maja ogromne znaczenia dla nas wszystkich.
Proszę przyjąć, Ekscelencjo, wyrazy najgłębszego szacunku,
Jerzy Przystawa
Prezes Zarządu
DODATEK.
Szalony dobrobyt III RP
Biorąc pod uwagę fakt tworzenia gros naszego „bogactwa” głównie przy pomocy usług i handlu, warto zadać pytanie z czego tak naprawdę Polacy żyją. Nasze „wykreowane bogactwo” ma bowiem tą jedną wadę, że nie nadaje się do konsumpcji.
Szefowa MFW Christine
Lagarde oświadczyła niedawno poetycznie, że „co prawda powiewa już
wiosenny wietrzyk koniunktury, ale na horyzoncie zbierają się jednak
ponownie ciemne chmury”. Ciemne chmury miały symbolizować dalsze kłopoty
strefy euro
i UE w ogólności. Jak to więc się dzieje, że w ogólnej degrengoladzie,
III RP aż kłuje z polskojęzycznych mediów dynamiką swego rozwoju
gospodarczego?
Podczas niedawnego
towarzyskiego spotkania, miałem okazję, w rozmowie z oficjelem
skarbówki, wyrazić opinię, że niektóre obciążenia fiskalne w III RP
wydają się być nieco dokuczliwe. Jako przykład podałem słynny 23%
podatek VAT. W odpowiedzi uzyskałem ripostę, że nie tylko stymuluje on
dynamikę obrotów gospodarczych, ale na dodatek kreuje bogactwo[i]. Jeśli
przykładowo-tłumaczył mój interlokutor-polski przedsiębiorca (dealer)
sprowadzi samochód z Japonii i sprzeda go na krajowym rynku za sto
tysięcy, to wspomniany podatek sprawia, że natychmiast jego wartość
rynkowa wyniesie 123 tysiące. Wykreowane w ten sposób „bogactwo”, obecne
jest już na rynku do końca istnienia tego produktu
(samochodu). Kolejni sprzedawcy (np. komisy samochodowe) uzyskują,
bowiem proporcjonalnie wyższy zysk, który stanowi cząstkę PKB. Jeśli
komis sprzeda te auto za 50 tysięcy z marżą (zyskiem) 10%, czyli 5
tysięcy, to 23% z tej sumy powstało właśnie dzięki sławetnemu
VAT-owi. Słusznie więc postąpiono z III RP pozbawiając jej prawie
całkowicie realnej gospodarki. Ile bowiem wysiłku włożyć musi taki
Japończyk w wytworzenie przykładowego produktu, podczas gdy krajowy
urzędniczy pasożyt jedną nieubłaganą decyzją, tworzy błyskawicznie i bez
zbędnych kosztów prawie czwartą jego część? Mało tego! Omawiane
„fiskalne bogactwo” tworzone jest od tak zwanego „dochodu należnego” a
nie „dochodu uzyskanego”.
W celu
przeanalizowania funkcjonowania wspomnianego systemu, załóżmy
teoretycznie sytuację, w której żaden z klientów wspomnianego dealera
nie wywiązał się z obowiązku uiszczenia zapłaty za pobrany towar (auto),
w wyniku czego przedsiębiorca ten zbankrutował. Nie zmieniło to jednak
faktu odprowadzenia przezeń 23 % podatku. Załóżmy dalej, że towar ten
został w całości odzyskany od nieuczciwych klientów i stanowiąc masę
upadłościową przekazany został japońskiemu producentowi. W takiej
teoretycznej sytuacji, cała działalność gospodarcza została niejako
„wyzerowana”. Realny był jedynie „okrężny” ruch towaru i pieniądza, bez
jakichkolwiek praktycznych jego efektów. A pomimo to „wygenerowane
zostało „bogactwo” w wysokości 23% dokonanych „przepływów”! W
ustawodawstwie o podatku od towarów i usług[ii]
istnieje wprawdzie długa i skomplikowana procedura odzyskania VATu od
niezrealizowanych dochodów, ale tylko w przypadku, gdy przedsiębiorca
jest nadal podatnikiem VAT-owskim. W naszym jednak przypadku podatnik
nie tylko nie jest już VAT-owcem, ale w ogóle już nie
istnieje. Przypadki tego rodzaju są w krajowej gospodarce częste, ale
dzięki żelaznej logice „państwa prawa” zadbano o to by raz wykreowane
bogactwo nie opuściło już nas nigdy, wzbogacając permanentnie nasz PKB.
Możliwości do
„kreowania bogactwa” jest jednak znacznie więcej. Zadbała o to nasza
matka Unia. Bruksela zaleciła niedawno państwom członkowskim doliczanie
do PKB szacunkowych dochodów pochodzących z nielegalnej działalności
takiej jak handel narkotykami, czy prostytucja. Dotychczas do PKB
dodawano jedynie „szacunki” z tzw. „szarej strefy”.
III RP potęgą
narkotykową nie jest, ale wiedzie światowy prym w
prostytucji. Zakładając, że tylko dziesięć roczników (od 16 do 26 roku
życia), z których każdy dysponuje 50 tysiącami „pań”, będzie „aktywny
zawodowo” i każda z nich „popracuje” tylko raz dziennie, pięć dni w
tygodniu, to w skali roku doliczyć do PKB możemy ponad sześć miliardów,
licząc po 500 złotych od „numerku”. Drogo? A co, w końcu nie na darmo
jesteśmy w „europie”!
Możliwości „kreowania
bogactwa” na tym się nie kończą. Osobiście zasugerowałbym władzom
fiskalnym III RP liczenie podatków od „dochodów wymarzonych”. Jak mówią
słowa piosenki: „marzenia jak ptaki szybują po niebie..”. Z czego jasno
wynika, że marzenia wielokrotnie przewyższają wszelkie realia. Jeśli
wiec liczy się w III RP podatki od fikcji, bo wszystko inne niż dochód
uzyskany jest fikcją, to, czemu ich nie naliczać od tej
najpiękniejszej? Polski PKB per capita
(na głowę mieszkańca) osiągnie stratosferę, a „polska będzie rosła w
siłę i ludzie będą żyć dostatniej”. Pozwoliłem sobie tu sparafrazować
slogan PRLu.
Biorąc pod uwagę fakt tworzenia gros
naszego „bogactwa” głównie przy pomocy usług i handlu, który to system
powyżej przedstawiłem, warto zadać pytanie z czego tak naprawdę Polacy
żyją. Nasze „wykreowane bogactwo” ma bowiem tą jedną wadę, że nie nadaje
się do konsumpcji.
Odpowiedź jest
trywialna: z ciągłego zadłużania się u lichwiarskiej międzynarodówki, z
dochodów słanych rodzinom od niekończącego się strumienia gigantycznej
polskiej emigracji, oraz z realnej (choć mniejszej niż „szacowana”)
prostytucji „polskich pań”.
Jak długo może taki
system funkcjonować? Do ostatecznego wyczerpania się zasobów
ludnościowych III RP. Aby móc określić przypuszczalny termin jego
ostatecznego załamania, należałoby oszacować wspomniane zasoby
ludnościowe. Wydaje się, że żadne spisy powszechne odpowiedzi na to
pytanie nie dadzą, w sytuacji swobodnego przemieszczania się ludności
UE. Jeśli jakieś rzetelne dane istnieją, to na pewno nie ujrzą one
światła dziennego. Wyrywkowo można dokonać tego szacunku metodą
porównawczą. Mieszkańcy III RP zakładają a priori, że ilość
mieszkańców jest porównywalna do tej z okresu PRL. Nie jest to jednak
zgodne z prawdą. Prowincja prawie całkowicie się wyludniła. W przypadku
„dużych miast” nie jest wiele lepiej. Z okresu PRLu pamiętam, że w
centrum miasta w godzinach szczytu chodnikami przewalał się zawsze tłum
nie do przebycia. Starając się wtedy zaoszczędzić czasu, jako młody
chłopak, galopowałem wzdłuż krawężnika ulicami. Dziś swobodnie można się
w analogicznym czasie przemieszczać tymi samymi ulicami. Co prawda
ulice są zakorkowane luksusowymi limuzynami sprowadzonymi do kraju z
niemieckich złomowisk, jednak normą jest jedna osoba na limuzynę. Gdyby
więc „spieszyć” tych „europejczyków”, to nie zapełniliby sobą nawet
jednej czwartej chodnika. W pozostałych porach dnia i nocy miasta te
zioną pustką. Pojawia się trochę „pań” eskortujących swych
„europejskich” klientów podczas zwiedzania miasta. Płeć męska
reprezentowana jest głownie poprzez „menele” o czerwonych nieogolonych
gębach, przekradające się chyłkiem po chodnikach, lub trzymające wartę
przed niezliczonymi sklepami monopolowymi metropolii. Reszta to starzy
schorowani renciści i emeryci, którzy nie mają sił i powodów wychodzić
ze swych popadających w ruinę czynszówek.
Tyle mniej więcej pozostało z „dumnego czterdziestomilionowego narodu w centrum Europy”. Przerażające? Nie! Prawdziwie przeraża tylko fakt, że przygniatająca większość obywateli III RP w ogóle tego nie widzi, żyjąc w wirtualnym dobrobycie „wykreowanego bogactwa”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz