WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
MICHAŁ KRZYMOWSKI: To było pana pierwsze spotkanie z premierem Tuskiem?
EDMUND KLICH: Tak.
Czytaj też: A więc… wojna! Komentuje Azrael, bloger "Newsweeka"
MICHAŁ KRZYMOWSKI: On też był tak zdenerwowany jak pozostali?
EDMUND KLICH: Od razu mnie zaatakował: „Dlaczego pan powiedział, że Polska jest petentem?”. (…) Wytłumaczyłem, dlaczego zdecydowałem się na wywiad ze Świerczkiem: „Musiałem uciekać się do takich metod, bo kancelaria nie odpowiadała na moje monity. A ja przecież prosiłem o spotkanie w meldunkach, dzwoniłem z Moskwy, z Polski i nic. A wystarczył jeden telefon i nie byłoby żadnych wywiadów”. Powiedziałem też premierowi, że w poniedziałek lecę do Moskwy i nie wyobrażam sobie, żeby się w to wszystko nie włączył i nie był poinformowany o moich problemach.
EDMUND KLICH: Tak.
Czytaj też: A więc… wojna! Komentuje Azrael, bloger "Newsweeka"
MICHAŁ KRZYMOWSKI: On też był tak zdenerwowany jak pozostali?
EDMUND KLICH: Od razu mnie zaatakował: „Dlaczego pan powiedział, że Polska jest petentem?”. (…) Wytłumaczyłem, dlaczego zdecydowałem się na wywiad ze Świerczkiem: „Musiałem uciekać się do takich metod, bo kancelaria nie odpowiadała na moje monity. A ja przecież prosiłem o spotkanie w meldunkach, dzwoniłem z Moskwy, z Polski i nic. A wystarczył jeden telefon i nie byłoby żadnych wywiadów”. Powiedziałem też premierowi, że w poniedziałek lecę do Moskwy i nie wyobrażam sobie, żeby się w to wszystko nie włączył i nie był poinformowany o moich problemach.
MICHAŁ KRZYMOWSKI: Był w nich zorientowany? Wiedział o trudnych relacjach z wojskowymi, o konflikcie z prokuratorem Parulskim?
EDMUND KLICH: Na pewno grał zorientowanego, ale nie mam pojęcia, ile naprawdę wiedział. Zresztą on na początku wiele mi zarzucił, a potem już rzadko się odzywał. Opowiadałem o tym, co się działo w Smoleńsku, on słuchał. Gdy doszedłem do systemowych problemów wojska, konfliktu z Parulskim, rozmów z ministrami, którzy grozili mi wyrzuceniem z pracy, to widziałem tylko, że Bogdan Klich robi się coraz bledszy, a premier co jakiś czas chowa twarz w dłoniach. Z kancelarii wyszedłem około pierwszej w nocy.
MICHAŁ KRZYMOWSKI: To spotkanie pana uspokoiło? EDMUND KLICH: To nie był koniec. Premier poprosił, żebym przyjechał do niego jeszcze w sobotę o jedenastej. Dopiero tam zobaczyłem, że nerwy z niego zeszły, przyszedł już bez krawata. Ja też byłem bardziej wyluzowany. Wszedłem, a on powiedział: „Wczoraj chciałem pana zastrzelić”. „A ja chciałem się powiesić”. I to rozładowało atmosferę. Potem pytał mnie, czy czuję się na siłach, by jechać do Moskwy i czy chcę ochrony. Odpowiedziałem, że ochrona mi nie jest potrzebna,
***
W drugiej połowie czerwca 2010 r. Edmund Klich chciał złożyć rezygnację z funkcji polskiego akredytowanego przy komisji MAK, ale premier jej nie przyjął. Oto kulisy tego burzliwego spotkania.
Czytaj też: Polska podzielona Smoleńskiem
EDMUND KLICH: Na pewno grał zorientowanego, ale nie mam pojęcia, ile naprawdę wiedział. Zresztą on na początku wiele mi zarzucił, a potem już rzadko się odzywał. Opowiadałem o tym, co się działo w Smoleńsku, on słuchał. Gdy doszedłem do systemowych problemów wojska, konfliktu z Parulskim, rozmów z ministrami, którzy grozili mi wyrzuceniem z pracy, to widziałem tylko, że Bogdan Klich robi się coraz bledszy, a premier co jakiś czas chowa twarz w dłoniach. Z kancelarii wyszedłem około pierwszej w nocy.
MICHAŁ KRZYMOWSKI: To spotkanie pana uspokoiło? EDMUND KLICH: To nie był koniec. Premier poprosił, żebym przyjechał do niego jeszcze w sobotę o jedenastej. Dopiero tam zobaczyłem, że nerwy z niego zeszły, przyszedł już bez krawata. Ja też byłem bardziej wyluzowany. Wszedłem, a on powiedział: „Wczoraj chciałem pana zastrzelić”. „A ja chciałem się powiesić”. I to rozładowało atmosferę. Potem pytał mnie, czy czuję się na siłach, by jechać do Moskwy i czy chcę ochrony. Odpowiedziałem, że ochrona mi nie jest potrzebna,
bo w Polsce nie ma zabójstw politycznych.
To była dobra,
szczera rozmowa, ale miałem wrażenie, że premier nie był szczęśliwy, iż
sprawa doszła do niego. Wydawało mi się, że najchętniej trzymałby się z
dala od tych problemów. (…)***
W drugiej połowie czerwca 2010 r. Edmund Klich chciał złożyć rezygnację z funkcji polskiego akredytowanego przy komisji MAK, ale premier jej nie przyjął. Oto kulisy tego burzliwego spotkania.
Czytaj też: Polska podzielona Smoleńskiem