o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

czwartek, 8 listopada 2012

Vidkun Quisling i Kanał Biełomorskij im. Stalina

-->
Bieżšcy Archiwum Publikacje Referencje Lyrics Księga goœci Statystyka Poczta

Nr 11, październik 2011

W numerze:  http://merkuryusz.com/nr_11.html

Vidkun Quisling i Kanał Białomorski im. Stalina - Piotr Wodziński, październik 2011

Krótki rys historii Rusi – pod specyficznym kątem
Rosji pęd do wody słonej – preludium
Akt pierwszy, czyli miłe złego początki
Interludium, czyli „czas przeszły niedokonany”
Drang nach „słona woda", akt drugi, czyli huśtawka po rosyjsku
Akt trzeci – dogrywki i początki kłopotów
Akt czwarty, czyli Mikołaja Pałkina igraszki z zapałkami
Zanim nastąpi epilog
Akt piąty – calamitatis imperium, czyli tragedia pomyłek Carski epilog, czyli ostatni pisk myszy

Vitalisa Pantenburga konstatacje i proroctwa
Jak przedstawiała się sytuacja za miedzą?

Vidkun Quisling – zdrajca czy bohater? Próba „rewizji nadzwyczajnej”
Ab ovo…
Minister obrony i Nasjonal Samling
Godzina próby
Proces i egzekucja

Próba podsumowania





Vidkun Quisling i Kanał Białomorski im. Stalina

Od dawna interesuję się historią i zauważyłem, że związek między rzeczami – zdawałoby się – odległymi nagle zyskuje na wyrazistości przy oświetleniu problemu lub spojrzeniu na niego z innej strony. Bywa też tak, że odkrycie czegoś innego, dotąd nieznanego: faktu, zjawiska, osoby, stanowi jakby klucz do „tajemnego przejścia" między faktami, zjawiskami, osobami dotychczas uważanymi za niemające żadnego związku ze sobą, albo nić przewodnią po nieprzetartych dotąd szlakach. Tak i w tym przypadku; któż mógłby przypuszczać, że istnieje jakikolwiek związek między Vidkunem Quislingiem, człowiekiem będącym od kilkudziesięciu lat uosobieniem wszelkiego, możliwego zła, ba, symbolem, a właściwie synonimem, zjawiska kolaboracji z okupantem, a czołową, wręcz sztandarową budową początku lat 30-ych XX w. w ZSRR? Otóż taki związek istnieje, ale by go odsłonić, konieczne są pewne założenia wyjściowe, mianowicie takie, że 1. nie zadowolimy się wyświechtaną opinią na temat Quislinga i sięgniemy głębiej w problem, uwzględniając przy tym szeroko pojęty kontekst, w jakim działał, 2. odrzucimy pogląd, lansowany – być może mimowolnie – również przez Aleksandra Sołżenicyna w "Archipelagu Gułag" o tym, że budowa kanału była li tylko fajerwerkiem obliczonym na cele propagandowe. Inaczej mówiąc, również tu jest konieczne zagłębienie się w problem i próba doszukania się racjonalnych przesłanek, które przesądziły o decyzji o jego budowie. Jest to, czy też może być, o tyle trudne, że racjonalne ziarna zostały przysypane tak szumem propagandowym, jak i typowo rosyjskim/sowieckim stylem realizacji, niewyobrażalnym bałaganem, marnotrawstwem, a przede wszystkim mnóstwem ofiar ludzkich. Jednak, by wywód stał się zrozumiały, musimy sięgnąć daleko w przeszłość, do czasów Iwana IV Groźnego, a nawet dalej.

Krótki rys historii Rusi – pod specyficznym kątem

Jak wiadomo, Rosję carską, potem ZSRR, wreszcie współczesną Rosję można i należy uważać za kontynuatorkę Rusi Moskiewskiej. Tymczasem, na mapach historycznych z początku istnienia Rusi w ogóle, próżno jej szukać. Spójrzmy na mapę poniżej (za Wikipedią). Głównym ośrodkiem Rusi był przez długi czas Kijów, oprócz niego w różnych okresach czasu do głosu dochodziły takie ośrodki, jak Włodzimierz (nad Klaźmą - nie mylić z Włodzimierzem Wołyńskim), który z czasem urósł do rangi Wielkiego Księstwa, quasi-samodzielne republiki kupieckie na północy: Nowogród i Psków, Twer, Połock, Smoleńsk, Halicz, Włodzimierz Wołyński. Każde z nich miało swoje „pięć minut”, jako lider wśród księstw ruskich. W X, XI i XII wieku Ruś, jakkolwiek skłócona wewnętrznie, rozdarta na zwalczające się ośrodki, nie ustępowała cywilizacyjnie pozostałej części Europy, była jednak ściśle związana z Bizancjum, w tym też obrządku przyjęła chrześcijaństwo. Tragedią wszakże Rusi było to, że w dobie, kiedy Europa Zachodnia i Środkowa zaczęła stopniowo wychodzić z rozbicia dzielnicowego, tak typowego dla środkowego Średniowiecza, tam ten proces, zapoczątkowany podziałem Rusi w 1054 roku przez umierającego Jarosława Mądrego, postępował osiągając swój szczyt na początku XIII wieku (patrz Mapka 1). I wtedy właśnie zdarzyło się coś, co ciężko zaważyło na losach księstw ruskich na długie stulecia: najazdy mongolskie. Najpierw w roku 1223 Batu-chan zadał straszną klęskę siłom rusko-połowieckim pod Kałką, potem Mongołowie zhołdowali niemal całą Ruś, wreszcie w 1240 roku zdobyli Kijów, który – już uprzednio chylący się ku upadkowi, czego wyrazem było przeniesienie siedziby i tytułu wielkiego księcia do Włodzimierza - został zdegradowany do niewiele znaczącej mieściny i to aż do czasów, gdy wszedł w skład Korony Królestwa Polskiego.

Nie czas tu ani miejsce na szczegółowe śledzenie historii zmagań Rusinów z okupacją mongolską, a potem tatarską, dlatego skupię się na jednym tylko ośrodku: Moskwie.

Pierwsza wzmianka o mieście Moskwie pochodzi z 1147 roku, kiedy to książę Jerzy I Dołgoruki założył kreml moskiewski. Potem, przez dwieście lat, było to nic nieznaczące księstewko, wciśnięte między Wielkie Księstwo Włodzimierskie, Księstwo Smoleńskie i Nowogród Wielki. Ale też to położenie na uboczu okazało się być niezwykle korzystnym dla jego władców; nie zwracając specjalnej uwagi, zręcznie manewrując między Scyllą zwierzchności mongolsko-tatarskiej i Charybdą rodzimych konkurentów rosło na znaczeniu. Wreszcie w roku 1328, kiedy to dzięki pomocy tatarskiej Iwan I Kalita pokonał konkurenta, księcia twerskiego Aleksandra Michajłowicza, doszło do unii personalnej między Wielkim Księstwem Włodzimierskim i Księstwem Moskiewskim. Iwan I za siedzibę obrał sobie rodzimą Moskwę. W roku 1340 Wielkie Księstwo Włodzimierskie zostało oficjalnie zniesione. Odtąd rolę czynnika jednoczącego ziemie ruskie przejęła Moskwa. Stopniowy wzrost terytorialny ilustruje Mapka 2.


Mapka 1: Ruś Kijowska , 1054-1132; źródło: Wikipedia
Mapka 2, wzrost terytorialny Rusi Moskiewskiej, źródło - Wikipedia

Jeszcze Iwan III Srogi, panujący w latach 1462 – 1505, obejmował rządy, jako – formalnie rzecz biorąc – lennik Wielkiej Ordy. W roku 1480 odmówił płacenia daniny, co umownie przyjmuje się za koniec niewoli tatarskiej, bowiem wyprawa chana Ahmeda na Moskwę skończyła się fiaskiem. Nie jest moim celem szczegółowa prezentacja dziejów Rusi, chcę jednak zwrócić uwagę na trzy elementy o ogromnym i dalekosiężnym znaczeniu. Jak pisze Vitalis Pantenburg, o którym będzie jeszcze mowa (patrz Notka 12), ogrom terytorialny Rusi/Rosji jest tego rodzaju, że niejako wymusza działanie i myślenie w zupełnie innej skali niż w Europie. Polityka Rusi, a później Rosji, ma to do siebie, że jest planowana dalekosiężnie, z wyprzedzeniem o dziesięciolecia, a nawet i dłużej. O tym też będzie mowa. W związku z tym, już na etapie historii Rusi z przełomu XV i XVI wieku, należy koniecznie zwrócić uwagę na trzy elementy, których reperkusje dają o sobie znać aż do najnowszych czasów.

Po pierwsze, wspomniany już Iwan III Srogi poślubił księżniczkę Zoe, córkę ostatniego cesarza bizantyjskiego. Już wtedy w oficjalnej nomenklaturze pojawił się tytuł „samodzierżcy (cara) Wszechrusi”. W ślad za tym szły odpowiednie symbole, jak czarny orzeł dwugłowy, przejęty z Bizancjum, oraz bizantyjski ceremoniał dworski. Sam tytuł, początkowo jeszcze używany sporadycznie, prowadził ni mniej, ni więcej, tylko do bezpośredniej konfrontacji z Wielkim Księstwem Litewskim, a w konsekwencji z Królestwem Polskim, i to konfrontacji, w której nie mogło być mowy o kompromisie.

Po drugie, chyba nikt ze współczesnych, a nawet niewielu historyków, zwrócił uwagę na dwie daty: 1552 – unicestwienie Chanatu Kazańskiego, 1554 – podbój Chanatu Astrachańskiego; w tej sytuacji podbój Chanatu Syberyjskiego w 1582 roku był już tylko postawieniem przysłowiowej kropki nad „i”. Ale reperkusje tych podbojów były dalekosiężne: oto Ruś Moskiewska na ponad 300 lat pozbyła się przeciwników na Wschodzie, całą energię mogła zwrócić na Zachód.

Po trzecie, Ruś Moskiewska, bo tylko taka pozostała po podbojach Iwana III, Wasyla III i Iwana IV Groźnego, jeśli nie liczyć tych części Rusi, które pozostawały w granicach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, mimo rozległego terytorium, leżała na peryferiach ówczesnego świata cywilizowanego, praktycznie bez dostępu do morza. Nie mogło to ujść uwadze kolejnych lokatorów moskiewskiego kremla. Stąd „wyrąbanie okna na ocean światowy” na trwałe zagościło w programie politycznym Rusi i Rosji. Ten program oznaczał, zdaniem autora, koleinę polityczną, z której Rosja nie może się wydostać, zapewne do dzisiaj. Dziwna to jednak koleina, przypomina raczej karuzelę albo oscylator, który miota tym krajem z jednego krańca na drugi, a z czasem przyprawia o drgawki. I zasadniczo na tym właśnie chcę się skupić.

Rosji pęd do wody słonej – preludium


Praktycznie bez dostępu do morza…”, stwierdzenie bardzo bliskie stanu faktycznego, z jednym wszakże, „ale". Oto w połowie XVI wieku angielski żeglarz, kapitan Richard Chancellor, odkrył przejście drogą północną przez Morze Białe i wylądował u ujścia rzeki Dwiny. Zastał tam Monastyr Michało-Archangielski, powstały przed 1419 rokiem, w miejscu, gdzie już w XII wieku nowogrodzianie założyli osadę Nur-Nawołok. Niewiele czasu upłynęło i wokół monastyru pojawiły się cudzoziemskie faktorie, składy i domostwa kupców z różnych stron Rusi. Dopiero w roku 1584 wszakże powstało miasto nazwane Archangielsk. Problem polegał jednak na tym, że okres nawigacyjny ograniczał się tylko do kilku miesięcy w roku, a to z powodu zamarzania Morza Białego. Sytuacja taka w pełni konweniowała Anglikom, później także Holendrom: mieli dostęp do Rusi i jej surowców, nie musieli za to obawiać się jej konkurencji na morzach.

Spójrzmy w związku z tym na ten problem oczyma Iwana Groźnego: drogę marszu na południe, ku Morzu Czarnemu, zagradza Chanat Krymski, za którym stoi potężny protektor, Imperium Ottomańskie, ba, to właśnie imperium zmiotło z powierzchni ziemi Cesarstwo Bizantyjskie, z którym Ruś utrzymywała bliskie kontakty, a w dodatku trzyma w ręku „korek” do Morza Czarnego panując nad obydwoma brzegami Bosforu i Dardaneli. Marsz na północ z konieczności musi się zatrzymać nad brzegami Oceanu Lodowatego; niby to ocean, niby to wybrzeże, a całkowicie bezużyteczne nawet i dzisiaj. Marsz na wschód, eksploracja Syberii, krainy praktycznie nieznanej Europejczykom, zapoczątkowana już w 1581 roku przez wyprawę kozackiego atamana Jermaka, związana z takimi nazwiskami, jak Iwan Rebrow, Iwan Buza, Wasyl Pojarkow, Michał Staduchin i Siemion Dieżniew, doprowadziła wprawdzie do kolejnych odkryć: Bajkału, Leny, Kamczatki, Sachalinu, Cieśniny Beringa itd., oraz założenia miast: Tobolska, Omska, Jakucka itd., osiągnęła nie tylko wybrzeże Pacyfiku, a nawet Alaskę oraz, o czym mało, kto pamięta, Fort Ross w Kalifornii, nie miała żadnego praktycznego znaczenia, poza geograficznym, po prostu Rosja długo jeszcze nie była w stanie „skonsumować” tak ogromnych nabytków terytorialnych. Poza tym, tereny te były odległe od centrów decyzyjnych, ośrodków przemysłowych i dużych skupisk ludności, że nie wspomnę o ówczesnych środkach transportu. Dodajmy, że pochód Rosji na wschód został powstrzymany przez Chiny, gdy Jerofiej Chabarow w latach 1650-3 podjął, nieudaną, próbę opanowania Mandżurii. W czasach Iwana Groźnego była to jednak dopiero śpiewka przyszłości.

Akt pierwszy, czyli miłe złego początki


To właśnie wspomniany Pantenburg zwrócił uwagę na pewną regułę ściśle związaną z długofalową polityką Rosji: niczym piorun „iść po linii najmniejszego oporu” inaczej mówiąc – „wynajdować najsłabszą ofiarę”. Tak też stało się na samym początku drugiej połowy XVI wieku. Iwan Groźny zwrócił wtedy wzrok na Inflanty, czyli ziemie Zakonu Kawalerów Mieczowych. A tam nie działo się dobrze. W połowie XVI wieku czas zakonów rycerskich dawno już minął, Zakon stał się anachronizmem, zwłaszcza po sekularyzacji pobratymczego Zakonu Krzyżackiego. Państwem targały konflikty wewnętrzne, zwłaszcza między wielkim mistrzem, Johannem Wilhelmem von Fürstenberg i biskupem ryskim, Wilhelmem Hohenzollernem, za którym stała kuria rzymska, oraz wielkim mistrzem i szlachtą, która domagała się ściślejszych związków z Polską. Gdy wielki mistrz zawarł traktat z carem, król Polski Zygmunt August zareagował błyskawicznie koncentrując wojska w Pozwolu niedaleko Poniewieża; w wyniku tego wielki mistrz oraz biskup ryski tam właśnie złożyli mu hołd lenny 14 września 1557.

To jednak oznaczało wojnę z Moskwą; już w 1558 roku car Iwan Groźny zdobył Dorpat i Narwę uruchamiając szlak handlowy zwany żeglugą narewską. Cel, "wyrąbanie okna na ocean", zdawał się być osiągnięty. W konflikt wmieszały się jednak: Szwecja, Dania i Lubeka, czego efektem był podział Inflant oraz sekularyzacja Zakonu i zhołdowanie go przez królów Polski. Mimo, że w pewnym momencie niemal całe Inflanty zostały podbite przez Moskwę, car Iwan ostatecznie wojnę przegrał i został zmuszony do zawarcia rozejmu w Jamie Zapolskim z Polską w 1582 roku; przegrał także wojnę ze Szwecją. W 1581 roku Szwedzi zdobyli Narwę. W pierwszej połowie XVII wieku Szwedzi zdobyli wreszcie całe Inflanty (oprócz Kurlandii i tzw. Inflant Polskich), a także Ingrię (Ingermanland) i Karelię na prawie 100 lat zamykając Rosji drogę do Bałtyku (patrz Mapka 3).

Mapka 3, imperium szwedzkie, źródło: Wikipedia.

Interludium, czyli „czas przeszły niedokonany”

Wkrótce po śmierci Iwana IV Groźnego Rosja zaczęła się pogrążać w głębokim kryzysie wewnętrznym, który przypadł na czasy rządów Fiodora I (1584-98) i Borysa Godunowa (1598-1605). Śmierć tego ostatniego przyjmuje się zwykle za początek tzw. „wielkiej smuty”. Dopiero w1645 roku pojawił się ciekawy, ale niezrealizowany plan. Wprawdzie w tym przypadku nie chodziło bezpośrednio o sprawy morskie, tym niemniej wspominam o nim, dlatego że był to bodaj jedyny przypadek sojuszu polsko-rosyjskiego w historii obu tych krajów. Dwór królewski w Warszawie od lat już nosił się z zamiarem czynnego wystąpienia przeciwko uciążliwemu sąsiadowi: Chanatowi Krymskiemu. Głównym jego rzecznikiem był sam król Władysław IV, kanclerz Jerzy Ossoliński i przede wszystkim hetman wielki koronny, Stanisław Koniecpolski. To właśnie on na polecenie króla sporządził „Dyskurs o wojnie z Tatarami i lidze z Moskwą”. Od lat czynił też szeroko zakrojone przygotowania, łącznie z rozpoznaniem wywiadowczym Krymu, przygotowaniem gruntu wśród Kozaczyzny itd. W grudniu 1645 roku doszło nawet do współdziałania bojowego, kiedy to hetman polny Mikołaj Potocki, w zastępstwie Koniecpolskiego, poprowadził korpus polski na Dzikie Pola. Silne mrozy i zawieje sprawiły jednak, że efekt był żaden. Niestety, nagła i niespodziewana śmierć hetmana Koniecpolskiego 11 marca 1646 wywróciła wszystko do góry nogami. Zamiast wojny ograniczonej do Chanatu Krymskiego król i kanclerz, rozsadzani ambicją, zaczęli przeć do wojny z Turcją, co było koncepcją kompletnie oderwaną od rzeczywistości, jeśli zważymy, że szczyt swojej potęgi Turcja miała jeszcze przed sobą, a mocarstwom europejskim sprawiała kłopoty nawet i w 200 lat później. Wybuch powstania Chmielnickiego wiosną 1648 roku sprawił, że o tych i nie tylko o tych planach należało zapomnieć, zaś w parę lat później przyszło walczyć z niedoszłym sojusznikiem i jeszcze Szwecją na dokładkę. Tak kończą się niewczesne i niewydarzone pomysły na zasadzie porywania się z motyką na słońce.

Drang nach „słona woda", akt drugi, czyli huśtawka po rosyjsku
W 1686 roku Moskwa przystąpiła do Ligi Świętej, sojuszu antytureckiego, zawiązanej w 1684 roku, czyli krótko po bitwie wiedeńskiej, do której należała Rzeczpospolita, papiestwo, Austria i Wenecja. W jej trakcie car Piotr I zdobył w roku 1696 twierdzę Azow u ujścia Donu do Morza Azowskiego. Miał to być zapewne pierwszy krok w kierunku opanowania wybrzeża Morza Czarnego. 14. lipca 1700 roku car zawarł pokój z Turcją, po czym zwrócił swoją uwagę w innym kierunku. Jeszcze w roku 1699 trzy państwa: Dania, Rosja i Saksonia, zawarły sojusz antyszwedzki licząc na to, że ledwie 17-letni władca, Karol XII, jest młody i niedoświadczony, a zatem łup będzie łatwy. Srodze się zawiedli; Szwedzi błyskawicznie pokonali Danię i, ledwie wojska rosyjskie skoncentrowały się pod Narwą bronioną przez 1500 Szwedów, wylądowali w Estonii. 30. listopada 1700 roku doszło do konfrontacji. Mimo wielokrotnej przewagi liczebnej armia rosyjska poniosła druzgocącą klęskę. Rosję uratowało tylko to, że car w przeddzień opuścił pole bitwy pozostawiając dowodzenie generałowi de Croy. (Patrz Notka 1).
Notka 1:
Zdaniem Pantenburga tym, co charakteryzuje Rosję w przekroju przez stulecia, jest niezwykle "krótka ławka rezerwowych", jeśli chodzi o grupę, którą można by nazwać „państwowotwórczą”, albo – jak to określał marszałek Piłsudski – zdatną do pracy państwowej. Co więcej, czyn Piotra I pod Narwą znamionuje męża stanu, a nie tylko mniej lub bardziej sprawnego polityka. I w tym kontekście nasuwa się bardzo surowa obserwacja z ostatnich 400-500 lat historii Rosji: ilu polityków rosyjskich zasługuje na takie miano? Niewątpliwie Piotr I, nazwany potem Wielkim. A kto jeszcze? Może, z pewnymi zastrzeżeniami, car Aleksander II; miał niewątpliwe zadatki, jednakże przedwczesna śmierć w wyniku zamachu sprzątnęła go z tego świata. A potem? Chyba dopiero Michaił Gorbaczow!
Przypomina się tutaj dość stara anegdota, którą przeczytałem u Melchiora Wańkowicza – zapytano rosyjskiego chłopa pańszczyźnianego: „Wania, co byś zrobił, gdybyś został carem?” „Ukradłbym sto rubli i uciekł”. Czy nie na tym przypadkiem polega dramat Rosji? Czy tylko Rosji?
Notka 2. Wojny rosyjsko-szwedzkie:
Lp.
Wojna
Zwycięzca
1.
Wojny szwedzko-nowogrodzkie, X-XV w.*
Nowogród Wielki
2.
Wojna moskiewsko-szwedzka, 1495-7
Nierozstrzygnięta
3.
Wojna moskiewsko-szwedzka, 1554-7
Status quo
4.
Wojna inflancka, 1558-82
Szwecja
5.
Wojna moskiewsko-szwedzka, 1590-5
Szwecja
6.
Wojna ingrelska, 1610-7
Szwecja
7.
Wojna rosyjsko-szwedzka, 1656-8
Status quo
8.
Wielka Wojna Północna, 1700-21
Rosja
9.
Wojna rosyjsko-szwedzka, 1741-3
Rosja
10.
Wojna rosyjsko-szwedzka, 1788-90
Status quo
11.
Wojna fińska, 1808-9
Rosja
*Ze względu na szczupłość źródeł z tego okresu, tak w Szwecji, jak i po stronie rosyjskiej, brak bliższych danych, poza tym, że generalnie Nowogród oparł się naciskom Skandynawów, po czym sam został wchłonięty przez Ruś Moskiewską.


Tylko temu, że Karol XII był istotnie geniuszem taktyki, za to ignorantem strategii, Rosja i Piotr I zawdzięczają 9 lat czasu, jaki otrzymali w prezencie od króla Szwecji. Ten, bowiem, zamiast pójść za ciosem, wdał się w konflikt ze słabnącą Rzeczypospolitą i pogoń za Augustem II.

W tym czasie Piotr I nie próżnował, nie tylko rozbudowywał na ogromną skalę kopalnie, huty, odlewnie, stocznie, działobitnie, lecz także skubał Szwedów, gdzie się tylko dało. W październiku 1702 roku zdobył szwedzką twierdzę Nöteborg, u ujścia Newy do jeziora Ładoga, dawną pograniczną twierdzę Orieszok, z czasów Nowogrodu Wielkiego. Wkrótce twierdza została rozbudowana i przemianowana na Schlisselburg. W roku 1703, na świeżo zdobytej na Szwedach tzw. Wyspie Zajęczej, została założona Twierdza Pietropawłowska, pod której osłoną zaczęło powstawać, od podstaw, miasto na bagnach osuszanych wysiłkiem tysięcy „ochotników” z całej Rosji: Petersburg, od 1712 roku nowa stolica Rosji (już sam ten fakt świadczy o kierunku zainteresowania polityki rosyjskiej).
Tymczasem jednak wojna trwała dalej, Karol XII w dalszym ciągu ścigał Augusta II, zaś Piotr I zdobywał, jedną po drugiej, twierdze szwedzkie w Ingrii i Inflantach, wzbogacając się przy tej okazji o zdobyczne działa szwedzkie, których Skandynawowie mieli więcej niż kanonierów. Do ostatecznej rozprawy doszło 27 czerwca 1709 pod Połtawą. Rosyjskie zwycięstwo oznaczało koniec potęgi szwedzkiej, ale nie koniec wojny. W dodatku pojawiły się komplikacje; Turcja, zaniepokojona sukcesami rosyjskimi oraz podjudzona przez zabiegi Karola XII, który po klęsce schronił się na jej terenie, wypowiedziała Rosji wojnę. Niewiele brakowało, a wzlot Rosji i Piotra I zakończyłby się jeszcze szybciej, niż się zaczął. Jeszcze raz Turcy pokazali, na co ich stać. W lipcu 1711 roku 38-tysięczna armia rosyjska wraz z carem została okrążona nad rzeką Prut przez 120-tysięczną armię turecką wspartą 70 tysiącami Tatarów. Tylko zdolnościom negocjacyjnym dyplomatów carskich, popartych bakszyszem, w odpowiedniej wysokości, rzecz jasna (była mowa o milionach ówczesnych rubli), które trafiły do kieszeni wielkiego wezyra, Baltacı Mehmed Paszy udało się zapobiec najgorszemu. Azow, zdobyty takim trudem 15 lat wcześniej, trzeba było oddać. Podobnie inne nabytki terytorialne. Podobno sułtan bardzo był niezadowolony z takiego obrotu sprawy; co stało się z wezyrem, możemy się domyślać.
Wojna z Turcją trwała jeszcze dwa lata, do zawarcia pokoju w 1713, który ostatecznie zatwierdził warunki traktatu pruckiego.

Traktat pokojowy w Nystad w 1721 zatwierdził zdobycze Rosji na Szwedach; Rosja urosła do rangi potęgi europejskiej, Szwecja została zdegradowana.

Notka 3. Wojny rosyjsko-tureckie*:
Lp.
Nazwa wojny
Zwycięzca
1.
Wojna rosyjsko-turecka**, 1568-70
Rosja
2.
Wojna rosyjsko-turecka, 1571-4
Turcja (i Tatarzy), doszczętne spalenie Moskwy, 1571
3.
Wojna rosyjsko-turecka, 1676-81
Turcja
4.
Wojna rosyjsko-turecka***, 1686-1700
Rosja
5.
Wojna rosyjsko-turecka****, 1710-13
Turcja
6.
Wojna rosyjsko-austriacko-turecka, 1735-9
Brak rozstrzygnięcia na froncie rosyjskim, przegrana Austrii
7.
Wojna rosyjsko-turecka, 1768-74
Rosja
8.
Wojna rosyjsko-turecka, 1787-92
Rosja
9.
Wojna rosyjsko-turecka, 1806-12
Rosja
10.
Wojna rosyjsko-turecka, 1828-9
Rosja
11.
Wojna krymska, 1853-6
Anglia, Francja, Turcja, Sardynia
12.
Wojna rosyjsko-turecka, 1877-8
Rosja, Bułgaria, Rumunia, Serbia, Czarnogóra
13.
I Wojna Światowa, kampania kaukaska, 1914-8
Upadek obu imperiów
*Po stronie tureckiej mniej lub bardziej znaczący udział Tatarów Krymskich (do 1774 roku; potem Chanat stał się protektoratem rosyjskim, w 1783 do niej wcielony).
**Ekspedycja astrachańska według nomenklatury tureckiej.
***W ramach Ligi Świętej.
****Jej częścią była tzw. kampania prucka.
Notka 4. Wojny rosyjsko-perskie:
Lp.
Nazwa
Zwycięzca
1.
Wojna rosyjsko-perska, 1722-3
*
2.
Wojna rosyjsko-perska, 1796
Rosja**
3.
Wojna rosyjsko-perska, 1804-13
Rosja***
4.
Wojna rosyjsko-perska, 1826-8
Nierozstrzygnięta
5.
Brytyjsko-sowiecka okupacja Iranu, 1941-5
****
6.
Kryzys irański, 1945-6
*****
*Kapitulacja Persji przed Rosją wobec inwazji tureckiej z drugiej strony, sojusz persko-rosyjski.
**Wycofanie się Rosji po podboju części Persji.
***Kapitulacja Persji mimo przewagi liczebnej.
****Wspólna okupacja brytyjsko-sowiecka wobec pro-niemieckiej polityki szacha perskiego. Okupacja miała zakończyć się w 6 miesięcy po zakończeniu wojny.
*****Po zakończeniu wojny w Europie Brytyjczycy wycofali się z Iranu, natomiast wojska sowieckie pozostały. W dodatku Sowieci doprowadzili do utworzenia separatystycznej Autonomicznej Republiki Azerbejdżanu oraz niezależnej Republiki Kurdyjskiej. Dopiero nacisk USA i W. Brytanii zmusił Stalina do wycofania wojsk z Iranu.
Dwa ostatnie przypadki nie dotyczą tematu artykułu, wymieniam je dla porządku.

Akt trzeci – dogrywki i początki kłopotów

W XVIII wieku kilkakrotnie jeszcze dochodziło do wojen Rosji z Turcją, całe północne wybrzeże czarnomorskie zostało opanowane przez carów, w roku 1774 Chanat Krymski stał się protektoratem rosyjskim po to, by w 1783 r. zniknąć zupełnie. W miejscu dawnego Oczakowa powstała Odessa. Cel, likwidacja Chanatu, którego nie udało się zrealizować sto lat wcześniej we współpracy z Polską, został niby osiągnięty. Cóż z tego, skoro Bosfor nadal był w rękach tureckich! Podobnie na północy, na mocy traktatu pokojowego w Nystad ze Szwecją Rosja weszła w posiadanie dawnych Inflantów szwedzkich, miała, więc, to, co chciała. Mało tego, szturmem wdarła się do grona wielkich potęg, co szczególnie uwydatniło się w czasie wojen o sukcesję austriacką, zwłaszcza w wojnie siedmioletniej 1756-63. Ale kontrolę wejścia do Bałtyku dalej sprawowała Dania; w niczym nie przeszkadzało to w warunkach pokoju, ale w razie wojny?

Szwedzi trzykrotnie jeszcze próbowali zmienić niekorzystne dla siebie rozstrzygnięcia traktatu z Nystad wszczynając wojnę z Rosją (patrz Notka 2: poz. 9-11), z bardzo mizernym skutkiem, mówiąc eufemistycznie. Warto przy tym zwrócić szczególną uwagę na dwa ostatnie konflikty. W roku 1788 Szwecja zaatakowała Rosję korzystając z okazji zaangażowania tej ostatniej (wespół z Austrią) przeciwko Turcji (patrz Notka 3, poz. 8). Rosja musiała, więc, walczyć na dwa fronty, zagrożony został nawet Petersburg. Sytuacja stała się bardzo poważna, a jeszcze zaczął zagrażać trzeci front. Oto zawiązała się koalicja Anglii, Holandii i Prus, z biernym udziałem Rzeczpospolitej. Na żądanie zachodnich mocarstw wojska rosyjskie i austriackie, będące dotąd „gwarantem ładu”, grzecznie opuściły granice Polski, zabierając ze sobą nawet składy wojskowe, umożliwiając tym samym obrady Sejmu Wielkiego. Tym razem dzięki zręczności dyplomacji rosyjskiej udało się zażegnać niebezpieczeństwa uderzając w najsłabsze ogniwo koalicji, którym okazał się być… angielski parlamentaryzm.
Wojna rosyjsko-szwedzka, 1808-9, toczyła się niejako na uboczu wojen napoleońskich, dlatego może umyka uwadze historyków. Są jednak trzy powody, aby zwrócić na nią uwagę. Po pierwsze, dlatego że po raz kolejny Rosja musi walczyć na dwa fronty (patrz również Notka 3, poz. 10); to jest pokłosie poprzednich podbojów i zalążek dalszych kłopotów. Po drugie, o czym w ogóle mało, kto pamięta, skutkiem traktatu z Tylży (1807) i ogłoszenia przez cesarza Napoleona tzw. „blokady kontynentalnej”, do której, acz niechętnie, przystąpiła Rosja, było wypowiedzenie przez Rosję wojny Anglii (26.10.1807), jako skutek angielskiego ataku na Danię we wrześniu tego roku, co z kolei miało ścisły związek z sojuszem angielsko-szwedzkim. W ten sposób po raz pierwszy doszło do konfrontacji brytyjsko-rosyjskiej. Do działań na lądzie, co prawda, nie doszło, ale Anglicy zatrzymali rosyjskie statki i okręty w portach brytyjskich, miał miejsce także tzw. incydent lizboński w związku z zatrzymaniem rosyjskiej eskadry śródziemnomorskiej zmierzającej z Korfu (pytanie, skąd i po co się tam wzięła?) na Bałtyk. Wreszcie brytyjskie okręty wojenne pojawiły się na Bałtyku wspierając Szwedów.
Po trzecie, ta wojna była ostatnią w dziejach, (jeśli nie liczyć symbolicznego udziału Szwecji w VI. koalicji antynapoleońskiej) wojną prowadzoną przez Szwedów. Jej skutkiem była utrata Finlandii, która - jako autonomiczne Wielkie Księstwo - weszła w skład Imperium Rosyjskiego. Tym samym Rosja znalazła się już o krok od upragnionego oceanu, był on już na wyciągnięcie ręki. To był już ostatni, istotny nabytek terytorialny Rosji carskiej; udało się jeszcze zdobyć to i owo na Kaukazie, gdyż wojny rosyjsko-tureckie zdarzały się jeszcze kilkakrotnie, również rosyjsko-perskie (patrz Notka 4); epoka tanich podbojów jednak miała się ku końcowi. Z każdym następnym rosło ryzyko "nadepnięcia na odcisk" któremuś z mocarstw. Na skutki nie trzeba było długo czekać, ale o tym w następnej części.


Akt czwarty, czyli Mikołaja Pałkina igraszki z zapałkami



Notka 5: Mikołaj I Romanow (1796-1855, car od 1825).
Urodził się, jako trzeci w kolejności syn cara Pawła I i Zofii Doroty Wirtemberskiej. W związku z tym jego perspektywy objęcia tronu były znikome, dlatego w ogóle nie był do tego przygotowywany. Nikt nie przypuszczał, bowiem, że najstarszy brat, Aleksander I, umrze przedwcześnie i to bezpotomnie, zaś młodszy, Konstanty, zrezygnuje z pretensji do tronu. Despotyczny charakter, odporność na wszelką wiedzę, twarda ręka i bezwzględne zwalczanie wszelkiej "nieprawomyślności" spowodowały, że ten, jeden z najbardziej reakcyjnych władców, zyskał wśród ludu miano Mikołaja I Pałkina. Jedynym jego sukcesem w polityce wewnętrznej była kodyfikacja prawa w całym państwie i reforma finansowa. W polityce zagranicznej pełnił rolę strażaka (chciałoby się powiedzieć: gaśnicy); zaczął od stłumienia powstania dekabrystów—jeszcze u siebie, tłumił powstania Czeczenów i Osetyjczyków na Kaukazie, potem wybierał się tłumić powstanie we Francji, zgniótł powstanie w Polsce, w Rzeczpospolitej Krakowskiej, wreszcie na Węgrzech (1849). Na nieszczęście dla Rosji, zamienił w końcu gaśnicę na zapałki.

Każdy kraj miał w swojej historii, bądź ma, takich polityków czy przywódców, nad którymi wolałby opuścić zasłonę milczenia. Również w Rosji było niemało takich; zapewne jedno z czołowych miejsc zajmuje car Mikołaj I, zwany wśród ludu Mikołajem Pałkinem (patrz Notka 5).

Wkrótce po koronacji w maju 1826, bo już w 1828 roku rozpoczęła się kolejna wojna z Turcją, której przyczyną była grecka wojna o niepodległość; na paradoks zakrawa sytuacja, w której jeden z najbardziej reakcyjnych władców europejskich, wystąpił w roli „obrońcy uciśnionych”. Bezpośrednią przyczyną jednak było to, że sułtan turecki zamknął Dardanele dla statków i okrętów rosyjskich. Rosyjska ofensywa przeprowadzona na dwóch kierunkach równocześnie: gen. Paskiewicza na Kaukazie i gen. Dybicza na Bałkanach, skończyła się pełnym sukcesem rosyjskim; armia carska dotarła na 68 km od Stambułu zajmując Adrianopol (Edirne). Traktat pokojowy w Edirne oddawał Rosji wschodnie wybrzeże Morza Czarnego, wraz z Gruzją i częścią Armenii, Serbia zyskała autonomię, zaś Rosja okupowała Mołdawię i Wołoszczyznę. Ponadto Turcja została zobowiązana do wypłaty reparacji. 4 lata później kolejny traktat nieco zmieniał warunki poprzedniego; tajny załącznik przewidywał zamknięcie cieśnin tureckich dla statków nie-rosyjskich. To z kolei wzbudziło podejrzenia innych mocarstw i doprowadziło do zawarcia w 1841 roku tzw. Konwencji Londyńskiej, która zabraniała w ogóle przepływu okrętów wojennych przez cieśniny.

Jak, więc widać, wahadło polityki morskiej Rosji w I połowie XIX wieku wychyliło się zdecydowanie na południe. Podboje miały dokonać się kosztem ”chorego człowieka Europy”, czyli Turcji; dodajmy, że w jakimś stopniu również Persji. Rosja jeszcze odnosiła tu sukcesy, jakkolwiek minęły już czasy, kiedy mogło to odbywać się tanim kosztem (mam na myśli koszt polityczny, nie ludzki, bo tego rosyjska kalkulacja nigdy nie uwzględniała: "u nas ludiej mnogo"). Zauważmy przedziwny, na pozór, kontredans w kwestii cieśnin tureckich, raz są otwarte dla statków i okrętów rosyjskich, innym razem zamknięte. Jak wspomniałem, najbardziej reakcyjny reżim europejski popiera ruchy wyzwoleńcze Grecji oraz innych narodów bałkańskich. Na Morzu Śródziemnym raz po raz pojawiają się okręty rosyjskie, ba, mało, kto pamięta o tym, że w pewnym momencie car Paweł I był nawet wielkim mistrzem Zakonu Maltańskiego. Wreszcie, zdarzają się sytuacje, gdy Rosja staje się sojusznikiem Turcji, np. gdy ta staje wobec rewolty w Egipcie w latach 1831-3. Przyczyna jest i prosta, i złożona. „Prosta", dlatego że tym regionem interesują się również inne mocarstwa; rosyjskie zakusy wobec Bałkanów krzyżują się z analogicznymi interesami Austrii. Anglicy bynajmniej nie życzą sobie obecności floty rosyjskiej na Morzu Śródziemnym, nie życzą sobie zbytniego osłabiania tak Turcji, jak i Persji. Przykłady można by mnożyć. „Złożona", bo wymaga od kierownictwa państwa rosyjskiego doskonałej orientacji w zmiennej sytuacji, umiaru i długofalowego przewidywania. Tego wszystkiego zabrakło Pałkinowi pod koniec panowania; orientacja zawiodła na całej linii. Chodzi mianowicie o wojnę krymską, 1853-6, zwaną przez niektórych "pierwszą nowoczesną wojną", bo dały o sobie znać zmiany w technice walki, w tym wykorzystanie taktyczne kolei i telegrafu. Była to też pierwsza wojna, która pozostawiła po sobie dokumentację fotograficzną.

Formalnym pretekstem do wszczęcia wojny przez Rosję były roszczenia cara Mikołaja I do opieki nad miejscami świętymi w Jerozolimie, w czym Turcy, rzekomo, robili trudności. (W rzeczywistości chodziło, jak zwykle, o cieśniny.). Tymczasem, z analogicznymi roszczeniami wystąpił świeżo upieczony cesarz Francji, Napoleon III, który domagał się, poprzez swojego ambasadora w Stambule, zmiany istniejącego stanu rzeczy. Wobec odmowy Francja zastosowała demonstrację siły wysyłając na Morze Czarne okręt liniowy „Charlemagne”, co było naruszeniem Konwencji Londyńskiej. Ofensywa dyplomatyczna Rosji, wsparta wkroczeniem dwóch armii do księstw naddunajskich, nie dała efektu, mało tego, niepowodzeniem zakończyły się próby arbitrażu neutralnych dotąd: Anglii, Austrii, Prus i Francji. Formalnie rzecz biorąc to sułtan Abdülmecid I wypowiedział wojnę Rosji 23. października 1853. Działania wojenne nad Dunajem i na Kaukazie nie przyniosły rozstrzygnięcia, natomiast zniszczenie okrętów tureckich pod Synopą 30. listopada tego roku stały się dla Anglii i Francji casus belli. W dodatku Austria i Prusy zachowały tzw. „neutralność zbrojną”, ale nieprzyjazną Rosji.

Wojna krymska, 1853-6, źródło: Wikipedia

Nie jest moim celem wdawanie się w szczegółowy opis wojny, znacznie ważniejsze są jej skutki, jakkolwiek Rosja jakichś istotnych strat terytorialnych nie poniosła. Wojna bezlitośnie obnażyła słabość wewnętrzną imperium Romanowów. Wbrew nazwie toczyła się równocześnie na wielu teatrach działań: na Krymie, Morzu Czarnym, Azowskim, na Kaukazie, Bałkanach, na Bałtyku, Morzu Białym, a nawet na Pacyfiku. Traktat pokojowy zawarty w Paryżu 30. marca 1856 był dla Rosji upokarzający, mimo minimalnych strat terytorialnych. Przewidywał m.in. neutralizację Morza Czarnego wraz ze zburzeniem fortyfikacji nadbrzeżnych, demilitaryzację Wysp Alandzkich na Bałtyku, nominalnie należących do Wielkiego Księstwa Finlandii oraz rezygnację przez Rosję z roszczeń do opieki nad chrześcijanami w Turcji. W dodatku traktat ten zapoczątkował proces „przemeblowania” w stosunkach między mocarstwami prowadząc do tego, jaki ukształtował się na przełomie XIX i XX w.

Zanim nastąpi epilog



Mogłoby się zdawać, że wobec przegranej wojny Rosja zdecyduje się na reformy wewnętrzne; jest to dość częste zjawisko, które można kolokwialnie określić w ten sposób, że „trzeba solidnego lania, aby łobuz coś zrozumiał”. Podobnie stało się przecież z Prusami po katastrofie wojny 1806-7 roku, zwłaszcza po unicestwieniu przez Napoleona i marszałka Davouta armii pruskich pod Jeną i Auerstädt, 14. października 1806 roku, a to w postaci reform barona vom Steina i księcia von Hardenberga. Szwecja, przegrawszy ostatnią w swoich dziejach wojnę w 1809 roku, zajęła się sprawami wewnętrznymi z jak najlepszym skutkiem. Jeśli wybiec nieco w przyszłość, przypomnijmy Niemcy Zachodnie i Japonię po 1945 roku. Tak stało się i w Rosji, gdzie następcą niesławnej pamięci Mikołaja I został jego syn, Aleksander II, człowiek zupełnie innego kalibru. Zmiany przez niego zainicjowane, jakkolwiek skromne wedle kryteriów Zachodu, były rewolucyjne według norm rosyjskich. Cóż jednak z tego, skoro dzieło nie zostało ukończone, gdyż car-reformator padł ofiarą zamachu w 1881 roku, a potem… wszystko wróciło w starą koleinę? Nie to jest wszakże celem tego artykułu, lecz raczej działania zewnętrzne caratu. Tym razem huśtawka przechyliła się zdecydowanie na Wschód. W latach 1868-87 Rosja opanowała terytoria w Azji Środkowej: Chanat Chiwy, Samarkandy, Buchary i Taszkentu, co miało być zapewne wstępem do marszu w kierunku Zatoki Arabskiej; układ z Chinami z 1858 roku dał Rosji nabytki w postaci Kraju Nadamurskiego i Ussuryjskiego, gdzie powstały nowe miasta, Chabarowsk i Władywostok, wreszcie Sachalin. W Europie Rosja uzyskała w 1870 roku rewizję ograniczeń wytyczonych przez traktat paryski, mianowicie dotyczących floty czarnomorskiej i umocnień nadbrzeżnych. Wreszcie, poparcie udzielone powstańcom w Bośni i Bułgarii oraz wypowiedzenie wojny Turcji przez Serbię i Czarnogórę doprowadziły do kolejnej wojny z sułtanem w latach 1877-8. Mimo dotarcia armii rosyjskiej na przedpola Stambułu powtórzył się poprzedni scenariusz: nacisk innych mocarstw zmusił Rosję do ograniczenia zapędów. Z całą siłą uwydatnił się konflikt interesów zwłaszcza między Rosją i Austrią. Program ekspansji rosyjskiej w tym kierunku, „opakowany” w papierek panslawizmu, niósł ze sobą widmo ostrej konfrontacji.


Akt piąty – calamitatis imperium, czyli tragedia pomyłek



Na początek krótka inwentaryzacja… Już wojna krymska powinna była zabrzmieć carom i kamarylom dworskim Petersburga niczym dzwonek ostrzegawczy. Ba, kolejne rejterady sprzed murów Stambułu, pod naciskiem mocarstw, powinny działać niczym hamulec, czy raczej kubeł zimnej wody na rozpalone głowy. Wniosków, zdaje się, nikt nie wyciągnął, podobnie jak z krótkiej wojny rosyjsko-afgańskiej, 1884-5, gdzie doszło do spięcia z Brytyjczykami. Tylko dzięki powściągliwości premiera Gladstone’a nie doszło do konfliktu na dużą skalę. Ale nie, polityka zagraniczna Rosji zdążała utartą koleiną: jeśli coś można „capnąć”, to dlaczego nie? Tak, jakby siła i potęga państwa była prostą pochodną rozległości terytorium, nawet wtedy, gdy tej rozległości nie da się skonsumować. Rosja carska jeszcze zachowywała pozory „dobrego wychowania” (przynajmniej na salonach politycznych) i „cywilizacji”, nie doszło jeszcze do tego, co cechowało Rosję bolszewicką i stalinowską, mianowicie skrajnego prymitywizmu i bezczelności, jak w roku 1939, gdy wobec Finlandii padło żądanie, które, po odrzuceniu osłonek, brzmiało: „potrzebujemy Wyborga, bo zagraża Leningradowi”. Gdy w wyniku Wojny Zimowej, kosztem ogromnych ofiar, zdobyli Wyborg, pojawiły się skrajnie brutalne wręcz żądania, które można dosadnie odczytać: „potrzebujemy Helsinek, aby lepiej bronić Wyborga”. Gdyby żądanie zostało spełnione, zapewne padłoby: „potrzebujemy Wysp Alandzkich, aby lepiej bronić Helsinek”, potem „…Sztokholmu … itd.”, aż zapewne do Lizbony i Florydy.

Przejawem wspomnianej koleiny jest tajny raport złożony carowi Mikołajowi II w roku 1900 przez ówczesnego ministra wojny, generała Aleksego Kuropatkina. Stwierdzał on ni mniej, ni więcej, że Rosja w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat osiągnie 400 mln ludności i MUSI mieć dostęp do oceanu, co wiąże się z wojną z wszystkimi, możliwymi potęgami. Raport był tak „tajny”, że w krótkim czasie wyciekł do prasy i wszyscy zainteresowani i niezainteresowani o nim wiedzieli. Dla znawców ówczesnej Rosji nie powinno to być niczym dziwnym; kraj przeżarty był biurokracją, korupcją, przysłowiową wręcz nieudolnością i nepotyzmem. Najszybciej zareagowali Japończycy. 8. lutego 1904 roku japońska flota znienacka zaatakowała rosyjski Port Arthur. Dzięki znakomitemu rozpoznaniu wywiadowczemu carskiej Rosji, co było zasługą m.in. pułkownika barona Motojiro Akashi (patrz Nr 9 „Merkuryusza”), wojskowi japońscy dobrze wiedzieli, kiedy uderzyć – kolej transsyberyjska nie była jeszcze w pełni gotowa: odcinek wokół Jeziora Bajkał został uruchomiony dopiero pod koniec 1904 roku. Dostawy posiłków i zaopatrzenia na front dalekowschodni były utrudnione – przeprawa przez Bajkał odbywała się na promach.

Seria niepowodzeń rosyjskich na lądzie, zakończona klęską pod Mukdenem (19. lutego – 10. marca 1905), do czego wybitnie przyczyniło się też niedołęstwo dowodzenia wspomnianego wyżej generała Kuropatkina, kapitulacja twierdzy Port Arthur (2. stycznia 1905), wreszcie klęska floty bałtyckiej w bitwie morskiej pod Cuszimą (27-28. maja 1905) położyły kres marzeniom o podbojach na Wschodzie. W efekcie Rosja utraciła południowy Sachalin, wpływy w Mandżurii, a zwłaszcza kontrolę nad Koleją Wschodniochińską, półwysep Liaotung (z twierdzą Port Arthur). Pozostał w jej posiadaniu port we Władywostoku, nie dość, że zamarzający na parę miesięcy w roku, odległy od ośrodków przemysłowych i decyzyjnych, połączony z nimi cienką nitką kolei transsyberyjskiej, w dodatku oddzielony od oceanu łańcuchem wysp japońskich. Przy tej okazji warto dodać, że na włosku wisiał konflikt rosyjsko-brytyjski, gdyż od 30. stycznia 1902 funkcjonował sojusz brytyjsko-japoński, w dodatku 21. października 1904 zdarzył się tzw. „incydent hullski”, gdy flota bałtycka, zmierzająca na Daleki Wschód, omyłkowo ostrzelała brytyjskie kutry rybackie.



Carski epilog, czyli ostatni pisk myszy


Cały dramat położenia Rosji, na który – dodajmy – Rosja bardzo mocno i sumiennie zapracowała, ujawnił się z chwilą wybuchu I. Wojny Światowej. Bałtyk – zamknięty cieśninami duńskimi, a na nim zamknięta rosyjska flota bałtycka. W dodatku pojawił się niezwykle groźny przeciwnik w postaci floty wojennej cesarskich Niemiec. Morze Czarne – zamknięte cieśninami tureckimi: Bosforem, Dardanelami i Morzem Marmara, o Morzu Kaspijskim nawet nie warto wspominać, bo jest akwenem zamkniętym, Archangielsk nad Morzem Białym – dostępny tylko przez część roku i to pod warunkiem, że w pobliżu nie operuje wraża flota. Wybrzeże Pacyfiku, a właściwie tylko Władywostok – odgrodzony od oceanu wyspami japońskimi; wprawdzie tym razem Rosja i Japonia są sojusznikami, ale nie zmienia to faktu, że w celu przewozu towarów, zaopatrzenia wojennego itd. przez ten port pozostaje jeszcze do przebycia ponad 9 tys. km koleją o przepustowości ledwie 3-4 par eszelonów na dobę. Nic, więc, dziwnego, że w czasie I. Wojny Światowej rosyjski handel zagraniczny praktycznie ustał. (Pozostawała ewentualnie droga przez Morze Kaspijskie i Persję. Cóż z tego, skoro w Persji dopiero w 1916 roku powstały krótkie odcinki linii kolejowych: Tebriz-Jolfa (146 km) oraz Sufiyan-Sharaf Khaneh (53 km)? (http://www.msedv.com/rai/history.html). Bezdroża i góry tego kraju nie sprzyjały masowemu transportowi). I właśnie wtedy ktoś w Petersburgu/Piotrogrodzie zwrócił uwagę na to, co powinien był zauważyć już dawno. Golfstrom, czyli Prąd Zatokowy, minąwszy Przylądek Północny rozlewa się szeroko; jedna z jego odnóg muska najbardziej na zachód położony koniec Półwyspu Kola, w miejscu, gdzie ten przechodzi w Półwysep Skandynawski, powodując, że Morze Barentsa w tym miejscu nie zamarza zimą. Nad Zatoką Kolską, w 50-kilometrowym fiordzie, 4. października 1916 roku (21. września starego stylu) oficjalnie powstało miasto i port Romanow na Murmanie. Mniej-więcej w tym samym czasie powstała, dzięki wysiłkowi armii jeńców wojennych, niemieckich i austrowęgierskich („jeden próg kolejowy, jeden człowiek”, w trudnym, arktycznym terenie tajgi i tundry), 1500-kilometrowa kolej murmańska, wprawdzie jeszcze jednotorowa, jednakże faktycznie otwierająca Rosji „okno na ocean”. Posunięcie było jak najbardziej celowe, niestety, znacznie spóźnione. Nie mogło już pomóc Rosji, która przegrywała na wszystkich frontach. Nie minęło pół roku, a car Mikołaj II musiał abdykować, zaś w rok później pucz bolszewicki obalił istniejący porządek. Tym niemniej, Murmańsk, na jaki bolszewicy przemianowali Romanow na Murmanie, oraz kolej murmańska staną się osią dalszych rozważań.
do początku

Vitalisa Pantenburga konstatacje i proroctwa

Notka 6: Powszechnie już w tej chwili wiadomo, że w kwietniu 1917 roku Włodzimierz Lenin, z grupą towarzyszy, zostali przewiezieni w zaplombowanym wagonie, ze Szwajcarii, via Niemcy, Dania i Szwecja do Rosji. Organizatorem całej akcji był niemiecki sztab generalny, a konkretnie - szef niemieckiego wywiadu wojskowego, pułkownik Walter Nicolai. Początki kontaktów tego ostatniego z anarchistami rosyjskimi datują się jednak na okres poprzedzający wybuch wojny. Wiadomo również, że wybuch wojny zastał Lenina w Poroninie, gdzie przebywał na emigracji. W sierpniu tegoż roku został aresztowany przez władze austriackie. Zwolniono go, rzekomo, w wyniku interwencji m.in. Jana Kasprowicza i Władysława Orkana. W rzeczywistości przyczyniła się zapewne do tego zupełnie inna instancja, mianowicie właśnie Nicolai.
Skądinąd wiadomo też o kontaktach Lenina z wywiadem japońskim w czasie wojny 1904-5. Ówczesny rezydent wywiadu japońskiego, płk Motojiro Akashi, namówił go do powrotu do Petersburga podczas rewolucji 1905, udzielił mu też pomocy finansowej. Wzmianki na ten temat można znaleźć w raporcie płk Akashi, którego ocalałe fragmenty zostały wydane pod tytułem „Rakka Ryusui”.
Notka 7: Powodem interwencji państw Ententy w Rosji ogarniętej wojną domową było nie tyle, i nie przede wszystkim, zwalczanie bolszewików, co niedopuszczenie do zagarnięcia przez tych ostatnich ogromnych ilości materiału wojennego, który został wcześniej dostarczony Rosji. Vitalis Pantenburg podaje jeszcze jeden, chyba najistotniejszy powód. Mianowicie, wobec zamiarów zawarcia pokoju z państwami centralnymi, czego bolszewicy nie taili, i co stało się faktem, państwa Ententy poważnie obawiały się, że Niemcy mogą wymusić na bolszewikach zgodę na wykorzystanie portów morskich, choćby jako bazy wypadowe dla U-Bootów. Stąd już w marcu 1918 Brytyjczycy i Francuzi, z udziałem Serbów, lądowali w Murmańsku, w maju został opanowany cały półwysep Kola, nawet port Petsamo (Pieczenga), potem w sierpniu tego roku zajęli Archangielsk. W kwietniu tego roku we Władywostoku wylądowały oddziały amerykańskie i japońskie.

Rosja bolszewicka, „poczęta” ręką niemieckiego sztabu generalnego (patrz Notka 6), jak powszechnie wiadomo, została zmuszona do zawarcia traktatów brzeskich z Niemcami i Austro-Węgrami. W związku z tym, będąc zaabsorbowaną działaniami na frontach wewnętrznych oraz interwencją obcą (patrz Notka 7), nie miała ani sił, ani środków, by zajmować się „polityką morską”. Przeniesienie stolicy z Piotrogrodu do Moskwy mogło jeszcze wzmagać takie wrażenie. Jednakże wnikliwy, bardzo wnikliwy obserwator wkrótce spostrzegłby, że nowi władcy Rosji bardzo szybko „ubrali się w stare butki” rosyjskiego imperializmu, jakkolwiek tym razem przyozdobione inną obudową ideologiczną; nie chodziło teraz o „zbieranie ziem ruskich” ani o panslawizm, przynajmniej w ujęciu werbalnym, lecz o „światową rewolucję”.

Notka 8: Edvard Gylling, ur. 30. listopada 1881 w Kuopio, zm. 14. czerwca 1938 (?) w ZSRR. Pochodził z dość zamożnej rodziny klasy średniej, akademik i członek partii socjaldemokratycznej w Finlandii, był ekspertem tej partii w dziedzinie rolnictwa. Jako akademik był pionierem w stosowaniu metod statystycznych do historii rolnictwa. Po stłumieniu przez „białych” Finów rewolty „czerwonych” w 1918 roku zbiegł do Szwecji, skąd pertraktował z Leninem sprawę autonomii karelo-fińskiej na północy Rosji; Lenin ostatecznie przystał na jego propozycje obiecując szeroko zakrojoną autonomię, zachowanie fińskiego charakteru republiki, m.in. przez powstrzymanie napływu Rosjan, oraz zastąpienie języka rosyjskiego fińskim. W 1920 roku Gylling objął funkcję przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych Karelo-Fińskiej ASRR. Udawało mu się zachować fiński charakter republiki przez całe lata dwudzieste, przyczynił się do rozbudowy szkolnictwa w tym języku, zakładania kooperatyw. Pierwsze zgrzyty pojawiły się w roku 1929 w związku z wdrażaniem pierwszego planu pięcioletniego, który dla tego regionu oznaczał potężną industrializację i tym samym napływ siły roboczej z innych regionów ZSRR. W tym czasie, aby wzmocnić fiński charakter, zdecydował się na rekrutację fińskich imigrantów w USA, o nastawieniu lewicowym. W ślad za tym poszła spora pomoc materialna tamtejszej diaspory dla republiki w postaci środków finansowych i sprzętu, np. traktorów. Niestety, koniec tego eksperymentu był dramatyczny, kooperatywy w Karelii stały się obiektem sabotażu ze strony GPU, sam Gylling w 1935 został zmuszony do złożenia samokrytyki z powodu „odchyleń nacjonalistycznych”, zaś amerykańscy Finowie poddani represjom, nawet ci, którzy wstąpili do WKP(b). Ostatecznie Gylling został aresztowany i stracony. Przyczyny staną się jasne, gdy w dalszym ciągu wspomni się o zamiarach Stalina wobec północnych regionów Rosji, z którymi koncepcja Gyllinga była po prostu sprzeczna. Dr Edvard Gylling, 1881-1938, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Karelo-Fińskiej ASRR; źródło - Wikipedia.

Początkowo bolszewicy skupili swoją uwagę na krajach kolonialnych Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz na Turcji. Zapewne uznali, że tam będzie najłatwiej wzniecić „ogień rewolucji światowej”. Tym, być może, można tłumaczyć fakt, że Moskwa długo popierała Czang Kaj-szeka w Chinach, spisując, jakby, na straty komunistów chińskich Mao Tse-tunga. Spójrzmy zresztą na mapę z tamtego okresu: Rosja utraciła Finlandię, kraje bałtyckie i wschodnią Polskę. Dostęp do Bałtyku ograniczał się jedynie do Leningradu z okolicami i bazy floty wojennej w Kronsztadzie. W dodatku granica sowiecko-fińska przebiegała ok. 45 km od miasta. Tym niemniej, Pantenburg przytacza przypadek pewnego procesu o zdradę stanu, jaki miał miejsce w Szwecji, w roku 1921. Przy tej okazji wyszedł na jaw pewien ciekawy dokument, którego treść przytaczam, za Panteburgiem, w tłumaczeniu z niemieckiego:

Czerwone państwo karelskie znaczyłoby wiele dla zrewolucjonizowania Finlandii. Tu czerwona ludność fińska, która nie może mieszkać w samej Finlandii, mogłaby znaleźć rewolucyjną ojczyznę i z pewnością przyczynić się także do rozwoju gospodarczego kraju. Z tej wspólnoty karelskiej łatwo mogłaby uskuteczniać się propaganda rewolucyjna przeciwko Finlandii, jak też czerwonych grup operacyjnych (oddziałów), bo długiej na tysiąc kilometrów granicy fińskiej nie da się zadowalająco strzec. Aby nie narażać Rosji Radzieckiej na bezpośrednią kompromitację taką działalnością, szczególnie pożądaną byłaby „autonomiczna” wspólnota. Utworzenie komunistycznego tworu państwowego wpłynęłoby wprost idealnie na fińską ludność robotniczą, a przez to stworzyłoby korzystny grunt do wprowadzenia Republiki Rad w Finlandii. Również dla pewnych kręgów drobnych rolników, o nastawieniu narodowym, rewolucja, która mogłaby zjednoczyć wszystkie części ludu fińskiego, mogłaby przez to (a więc „Republikę Karelską”) oznaczać pewną przynętę.

Karelia, z punktu widzenia geograficznego, stanowi część Skandynawii. W swych częściach północnych przylega do Szwecji, Norwegii i Finlandii. Jest strategiczną pozycją wyjściową do zrewolucjonizowania Skandynawii. Stąd można inscenizować działalność rewolucyjną przeciwko wszystkim tym państwom. Tu można by, dla działań administracyjnych, jak też bezpośrednio dla szkolenia wojskowego, gromadzić towarzyszy ze wszystkich tych krajów. W północnych częściach tak Szwecji, jak i Norwegii, działalność tego rodzaju znalazłaby dobry grunt. Rewolucja oczekiwana w Skandynawii miałaby, tak pod względem materialnym, jak i moralnym, wsparcie w komunie karelskiej. Zyskałaby przez to z kolei pewne cechy skandynawskie, a potem, wraz z innymi państwami skandynawskimi z czasem mogłaby tworzyć część skandynawskiej Republiki Rad. Lewicowo-socjalistyczny ruch międzyskandynawski oraz grupa skandynawska III Międzynarodówki już teraz tworzą idealną podstawę dla skandynawskiej Republiki Rad. Jednak możliwą do pomyślenia jest także rewolucja w Skandynawii, niezależna od rewolucji światowej, gdyż skandynawska Republika Rad, przy rosyjskim poparciu wojskowym i gospodarczym, byłaby nie do pobicia militarnego. Pod względem gospodarczym ta republika całkowicie opanowałaby europejską produkcję drzewną i papierniczą i w tym względzie poddałaby kapitalistyczne mocarstwa Zachodu swojej woli. W związku z tym Skandynawska Republika Rad byłaby z kolei bardzo ważnym etapem także dla rewolucji światowej.

Dzięki Karelskiej Republice Rad cała Karelia rosyjska i Murmańsk byłyby uratowane dla rewolucji światowej, a przez to i dla Rosji, a do tego oznaczałaby bezpieczną podstawę wyjściową do świata zachodniego. Krótko: utworzenie komuny karelskiej wydaje mi się być właściwą taktyką i strategią rewolucyjną.

Czas, miejsce oraz treść zdają się, zdaniem Pantenburga, jednoznacznie wskazywać autorstwo tego dokumentu. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wyszedł on spod pióra dr Edvarda Gyllinga (patrz Notka 8). Treść wielce wymowna! Na temat Karelo-Fińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, patrz Notka 9.

Notka 9: Niewiele osób pamięta o tym, że w pewnym okresie czasu w ZSRR było 16, a nie 15 republik związkowych. Mianowicie, w marcu 1940 roku Karelo-Fińska Autonomiczna SRR została przekształcona w Karelo-Fińską SRR, czyli na równi z Ukraińską SRR, Białoruską SRR itd. Zakrawa na paradoks to, że o ile w czasach Gyllinga (patrz Notka 8) republika rzeczywiście była karelo-fińska, o tyle w późniejszym okresie ludność napływowa, przede wszystkim Rosjanie i Ukraińcy (oczywiście chodzi w dużej mierze o napływowość wcale nie dobrowolną), stanowiła ponad 80% mieszkańców republiki. W związku z tym utraciła ona rację bytu i w 1956 roku została ponownie przekształcona w republikę autonomiczną w ramach RFSRR.
Stolicą tej republiki był Petrozawodsk (fiń. Petroskoi), z wyjątkiem okresu 1941-4 (okupacja fińska), gdy siedzibą władz był Biełomorsk.

Mapa 5. Karelo-Fińska SRR. Na mapie widoczny Kanał Białomorski im. Stalina. (źródło: Wikipedia):


Od samego początku istnienia bolszewickiej Rosji Karelia i Murmańsk znalazły się w centrum zainteresowania WCzK, jak i jej następcy – GPU (OGPU). To tu właśnie powstawały, niczym grzyby po deszczu, pierwsze „wyspy” archipelagu, zwanego później GUŁAG. Jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, był obóz na Wyspach Sołowieckich, wykorzystujący dawny, jeszcze z czasów średniowiecznych, monastyr. Po co? W jakim celu? Od samego początku, jak dowodzi przebieg wydarzeń, bolszewicy upatrzyli sobie w tym miejscu korytarz na ocean światowy. W krótkim czasie kolej murmańska została odnowiona, przekształcona w dwutorową, ba, nawet częściowo, potem całkowicie zelektryfikowana. Całe armie, już nie jeńców niemieckich ani austrowęgierskich, lecz zeków budowały kopalnie (niklu, fosfatów), fabryki, stocznie, znajdowały zatrudnienie w kamieniołomach, przy budowie portów, lotnisk, dróg, kolei, elektrowni itd., wszystko to pod czujnym okiem i twardą ręką Dzierżyńskiego, Mienżynskiego, Jagody i następców. Ba, działała olbrzymia flotylla rybacka, zakłady produkujące konserwy rybne (w końcu nawet zeków trzeba było czymś żywić); OGPU stało się największym na świecie koncernem przemysłowym. Koszty? Nie grały roli, zresztą praca zeków była darmowa. Był inny, znacznie poważniejszy problem! Cała Karelia to tajga, tundra, bagna i moczary, tam nic nie rosło, nic, co można byłoby uprawiać. Owszem, pojawiały się koncepcje „adaptacji żyta czy pszenicy” do warunków polarnych, koncepcje rodem od szarlatana Łysenki, ale to nie wystarczało, aby pokryć zapotrzebowanie ze strony gwałtownie rosnącej liczby ludności, również tej „wolnej”. Wszystko, co potrzebne, trzeba było dowozić z południa i centralnej Rosji. Jak i czym dowozić? Odległość z Murmańska tylko do Leningradu to prawie 1500 km. Aby przewieźć jeden tylko skład węgla z Zagłębia Donieckiego, lokomotywy musiałyby spalić połowę tego składu; nie chodzi już w tym przypadku o koszty, lecz po prostu o wydajność energetyczną. Węgla na miejscu nie ma, sieć kolejowa i tak jest rzadka i przeciążona, skąd go wziąć? I Sowieci znaleźli rozwiązanie: o 700 km na północ od Przylądka Północnego znajduje się norweska kolonia arktyczna, Svalbard, znany również pod inną nazwą – Spitsbergen. Status tej kolonii był (i jest) bardzo dziwny; wedle Traktatu Spitsbergeńskiego z 1920 niby suwerenne prawa przysługują Norwegii, ale: 1. bez prawa utrzymywania tam sił zbrojnych, 2. zebrane tam podatki i inne opłaty mogą być przeznaczane wyłącznie na cele tamtejsze, 3. każdy kraj ma równy dostęp do tamtejszych kopalin, prowadzenia badań naukowych, zakładania osiedli itd. Norwegom nie przysługuje nawet prawo kontroli paszportowej ani celnej (tak przynajmniej było w okresie międzywojennym). W związku z tym władze norweskie nie były w stanie zapobiec zakupieniu przez sowiecki trust węglowy, „Arktikugoł”, kopalni Barentsburg od spółki holenderskiej i to za bardzo niską cenę 5 mln koron norweskich. Jedynym sposobem przeciwdziałania byłoby przejęcie kopalni przez samą Norwegię, niestety, tylko niewielu Norwegów zdawało sobie sprawę z zagrożenia. Można by zadać pytanie, po co Sowietom kopalnia węgla, wprawdzie o bardzo dobrej jakości, ale tuż pod biegunem? Do przewozów masowych, w tym przypadku węgla, znacznie przydatniejszy jest transport morski niż kolejowy. Pamiętajmy przy tym, że Golfstrom wywiera swój wpływ również na wody otaczające archipelag. A jeśli nie, to od czegoż olbrzymia flota największych na świecie lodołamaczy, jaka była w posiadaniu Rosji? (Przy okazji, jeśli spojrzymy na mapę, to stanie się oczywistym, do czego Sowietom było potrzebne węglowe Zagłębie Peczorskie, z brzmiącą złowrogo nazwą „Workuta”.). To kolejna z kolein cywilizacyjnych, w jakie wpadła Rosja: każdy nowy nabytek terytorialny pociąga za sobą konieczność następnego; odległości i niedowład transportu niejako wymuszają autarkiczny rozwój poszczególnych regionów (jak mówi przysłowie ludowe: każdy [region] sobie rzepkę skrobie). A jeśli czegoś nie ma? No to trzeba sięgnąć do sąsiadów, za miedzę!

I jeszcze jedna uwaga; napływ „pracowników” sowieckich na Spitsbergen był tego rodzaju, że w parę lat ich liczba kilkakrotnie przekroczyła liczbę „tubylców”. W dodatku byli bardzo starannie dobierani i szkoleni, wystarczyło tylko ich uzbroić…

Ale Svalbard to nie wszystko, o nie! Ambicje Kremla sięgają dalej. Na północny wschód od Spitsbergenu leży archipelag zwany Ziemią Franciszka Józefa; został odkryty w roku 1873 przez austrowęgierską wyprawę polarną Juliusa von Payera i Karla Weyprechta. Ponieważ ekspedycja była sponsorowana prywatnie, nie miała żadnych następstw politycznych. W następnych latach archipelag i okolice były nawiedzane przez wiele wypraw, głównie norweskich, a także przez norweskich rybaków i wielorybników. Już dekretem z 15 kwietnia 1926 władze sowieckie jednostronnie anektowały te tereny, mimo protestów Norwegii, przepędzając stamtąd obce statki i kutry. Powód? Panowanie nad Morzem Arktycznym, to raz, widoki na pokłady węgla kamiennego, podobne jak na Spitzbergenie, to dwa. Pytanie retoryczne: jaki nabytek będzie w następnej kolejności?

Nie muszę dodawać, że w ślad za niezwykle forsowną industrializacją Karelii szła rozbudowa sił zbrojnych w tym regionie. Mimo hermetyczności ZSRR Pantenburg w 1938 roku mówi, o co najmniej trzech dywizjach kadrowych stacjonujących w tamtych okolicach oraz jednej brygadzie (nie licząc Leningradu i Kronsztadu!). Dalej, dziesiątki lotnisk i lądowisk stałych i polowych, w niemal każdym fiordzie półwyspu Kola mniejszy lub większy port wojenny, wreszcie w fiordzie Zatoki Kolskiej, na północ od Murmańska powstał największy port wojenny na tych szerokościach geograficznych – Poliarnyj. Należy to uzupełnić flotą okrętów podwodnych, stawiaczy min, trałowców, kutrów torpedowych, ścigaczy, wreszcie ciężkich krążowników, które mogą zagrozić już nie tylko statkom i okrętom na Morzu Norweskim, lecz zablokować Skagerrak i Kattegat. Istnieją mocne poszlaki wskazujące na obecność lotniskowca we flocie północnej ZSRR. Dodajmy do tego fakt, że praktycznie cała Skandynawia, może oprócz południowych skrawków Szwecji, znalazły się w zasięgu lotnictwa sowieckiego operującego z okolic Leningradu, Karelii i półwyspu Kola. Nie zapominajmy także o lodołamaczach, tak potrzebnych na tych akwenach. Czyżby to wszystko było potrzebne do ochrony żeglugi do i ze Spitsbergenu?

Mimo że flota sowiecka Morza Arktycznego mogła wydawać się dość słabą w porównaniu z Royal Navy, tym niemniej wywoływała zaniepokojenie również w Londynie. Pamiętajmy jednak o tym, że tak na północnym Bałtyku, usianym zatoczkami, wyspami i wysepkami, płyciznami i skałami podwodnymi, jak i na Morzu Barentsa czy Morzu Norweskim, z plątaniną fiordów, nie ma miejsca na wielkie jednostki, wręcz przeciwnie, bardzo przydatne są jednostki małe, szybkie i zwrotne.

Vitalis Pantenburg zwraca uwagę na jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt, mianowicie dotyczący ewentualnej wojny na tych najbardziej na północ wysuniętych skrawkach Europy. Tundra arktyczna, tajga, usiana jeziorami, bagnami, mokradłami, głazami narzutowymi, bez dróg, osiedli ludzkich itd., z definicji nie nadawała się do zmasowanego użycia piechoty, ciężkiej artylerii, o wojskach pancernych nie wspominając (zapomnieli o tym sowieccy „geniusze” strategii w 1939/40 roku). Dodajmy do tego bardzo krótkie lato oraz długą, arktyczną noc zimą, gdy słońce pojawia się ledwie na trzy-cztery godziny albo i wcale, z kolei latem – białe noce. Wiosna i jesień, z uwagi na liczność terenów podmokłych, praktycznie w ogóle uniemożliwia działania na lądzie. Ale… Wszystkie te czynniki nie stanowią przeszkody dla działań lotnictwa szczególnie, jeśli rozwiąże się problemy techniczne związane z surowym klimatem. A w tej dziedzinie, tzn. lotów arktycznych, Sowieci mieli ogromne osiągnięcia. Przypomnę tu, jako przykład pierwszy z brzegu, loty Walerego Czkałowa nad Arktyką. Nie od rzeczy będzie tu przypomnienie, że zimą samoloty wyposażone w płozy mogą lądować (i startować) gdziekolwiek: na zamarzniętym bagnie czy jeziorze, na śniegu itd. Z kolei latem mogą być wykorzystywane wodnosamoloty. Jeśli lotnictwo potraktować tylko, jako środek transportowy, to rodzą się możliwości wykorzystania spadochroniarzy zrzucanych na głębokich tyłach w celu opanowania konkretnego obiektu: węzła kolejowego, lotniska, portu, zapory wodnej, fabryki itd. Zaś spadochroniarze byli liczeni w ZSRR w setkach tysięcy, jeśli nie więcej. Pamiętając o tym, a także o tym, że front na tych terenach nie miałby formy ciągłej, jak front wschodni w II Wojnie Światowej, lecz raczej punktowy, możemy uświadomić sobie, jakie to stwarzało zagrożenie dla krajów nordyckich. Niestety, kraje te, najbardziej, zdawałoby się, zainteresowane, były pogrążone w śnie zimowym, ale o tym będzie jeszcze mowa.

W przedstawioną wyżej logikę idealnie wpisuje się budowa kanału białomorskiego, wspomnianego w tytule. Tu nie chodziło o pomnik socjalizmu, ani o prezent urodzinowy dla tow. Koby, przyczyna była dość prozaiczna: stworzenie połączenia wodnego między Bałtykiem a Morzem Białym po to, aby można było szybko przerzucić lżejsze jednostki nawodne i podwodne między tymi akwenami w razie potrzeby. Ktoś powie, że pancernik „Marat” nie mógł tamtędy przepłynąć. Zgoda, ale, po co? Na tych akwenach takie jednostki nie były potrzebne. Podobnie lotniskowiec: na Bałtyku nie był Sowietom do niczego potrzebny, na Morzu Arktycznym – owszem.

Nieodłączną częścią planowania wojennego, nawet, jeśli odbywa się tylko „na wszelki wypadek”, jest rozpoznanie terenu przyszłych działań wojennych. Stąd sowieckie loty zwiadowcze nad północną Finlandią, Szwecją i Norwegią, czyli tzw. „samoloty-widma”, o których wspomniałem w numerze 9 „Merkuryusza”. Zaczęło się zimą 1932/3 i potem w kilkakrotnie w kolejnych latach. Zasługę identyfikacji tych nieoznakowanych samolotów Pantenburg przypisuje radioamatorom, którzy namierzyli ich komunikację radiową z bazami na płw. Kola. Rzecz jasna, Pantenburg nie mógł w 1938 roku wiedzieć o tym, że radiowywiady: szwedzki, fiński i estoński nie próżnują. Ostatni taki przypadek zaobserwowano zimą 1937 roku nad północną Norwegią; w pobliżu jej wód terytorialnych pojawiły się również okręty podwodne oraz lotniskowiec, z którego startowały samoloty.
Bolszewicy nie zaniedbywali też działań zupełnie innego rodzaju. W każdym kraju, również skandynawskim, działała partia komunistyczna prowadząca agitację wśród szerokich mas ludności, wykorzystywała niezadowolenie społeczne, np. przy okazji kryzysu gospodarczego po I Wojnie Światowej, czy w czasie wielkiego kryzysu przełomu lat 20-ych i 30-ych XX w. Działalność komunistyczna często zahaczała o robotę dywersyjną, rozkładową czy wręcz szpiegowską. Czy to komuniści – jawni lub ukryci, czy wręcz agenci GPU lub GRU przenikali do partii politycznych, instytucji państwowych, wojska, policji itd. I tutaj Pantenburg zwraca uwagę na ciekawy drobiazg: na okresowe kongresy Kominternu z każdego kraju była zapraszana do Moskwy jedna delegacja, z jednym wszakże wyjątkiem – Norwegii. Osobną reprezentację mieli komuniści z północnej Norwegii. Pytanie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta, jeśli uwzględni się wcześniejsze uwagi na temat autarkicznego rozwoju poszczególnych regionów ZSRR. Karelia sowiecka z jednej strony oraz północna Szwecja i Norwegia, a zwłaszcza prowincje: Finnmark i Troms, niby leżą na tej samej szerokości geograficznej, ale klimat – za przyczyną Golfstromu – jest w tych ostatnich łagodniejszy i stwarza lepsze warunki dla rozwoju rolnictwa, przy czym są one słabo zaludnione (ludzie w Sowietach to nie jest przecież problem!). Dlatego Sowieci spoglądali na nie łakomym wzrokiem.
Nie od rzeczy będzie tu krótkie spojrzenie na problem: demokracja a „komunizacja” kraju (patrz Notka 10).

Przykłady Węgier i Finlandii dowodzą tego, że nieudana próba przejęcia władzy przez „czerwonych” uodpornia na zakusy komunistyczne chyba, że przy wsparciu siły militarnej. Poza tym, im bardziej ustabilizowana demokracja, tym mniejsze wpływy komunistów. Z kolei próby rewolty, jak w Estonii w 1924 roku, czy w Bułgarii w 1923 roku, kończyły się represjami, delegalizacją i w konsekwencji dyktaturą. Jednakże komunistom to nie przeszkadza; dla nich groźniejszym przeciwnikiem jest demokracja. Przy tej okazji warto napomknąć o pewnym przypadku perfidnej frazeologii komunistycznej. Mianowicie, kiedy zarzuca się komunistom, nawet dzisiaj, to, że bezczelnie wykorzystują prawa obowiązujące w demokracji dla celów niemających z demokracją nic wspólnego, zawsze pada zdanie wypowiadane z przekąsem, takie, które ma w założeniu dobić oponenta: „Czyli co, nie ma demokracji dla wrogów demokracji?’. Na takie dictum stosuję jedną ripostę, powalającą z nóg. Przywołuję mianowicie wypowiedź Błażeja Pascala, znanego fizyka i filozofa z XVII-wiecznej Francji; padła ona w głośnym sporze jansenistów z jezuitami: „Wy, w imię naszych zasad, domagacie się dla siebie takich praw, jakich – w imię waszych zasad – nam odmawiacie”. I na tym dyskusja się kończy.

Jak przedstawiała się sytuacja za miedzą?


Zachodnim sąsiadem ZSRR była Finlandia; 1600-kilometrowa granica lądowa między nimi stanowiła, o czym warto pamiętać, około 40% długości całej granicy zachodniej ZSRR. Pamiętajmy również o tym, że Finlandia, jeszcze w składzie Imperium Rosyjskiego, była jednym z najbiedniejszych rejonów, pozbawionym jakichkolwiek, poza drewnem, bogactw naturalnych. Dopiero w 1912 roku rosyjskie wyprawy geologiczne i geograficzne doprowadziły do odkrycia w rejonie Petsamo, na północy kraju, skał niklonośnych. Intensywne badania geologiczne, przeprowadzone na początku lat 20-ych XX w., spowodowały odkrycie interesujących gospodarczo siarczków niklu i miedzi (dodajmy, że do tej samej formacji geologicznej należały pokłady odkryte na półwyspie Kola). Według J. G. Foster, „The Pechenga Ore Deposits: Russia”, GeoDiscovery Group, Sherwood, QLD, Australia, luty 2003, koncentracja niklu jest bardzo zmienna, od 10-12% w rudzie brekcjowej, przez mniej niż 6% w rudach gęsto rozpowszechnionych po ok. 1,5%. Oprócz niklu rudy zawierały znaczące ilości miedzi i kobaltu oraz niewielkie ilości platynowców.

Wcześniej, bo w 1910 roku zostały odkryte w rejonie Outokumpu pokłady miedzi, żelaza i cynku. (Dodajmy, że Finlandia, z upływem czasu, stała się światowym potentatem w dziedzinie maszyn i urządzeń górniczych oraz do przeróbki rud – Outokumpu Oy).

Ludność Finlandii liczyła 3,8 mln mieszkańców, co oznaczało, w stosunku do wschodniego sąsiada o 140 mln w samej części europejskiej, proporcję Dawida do Goliata. Ta liczba ludności pozwalała, teoretycznie, na wystawienie 15 dywizji (patrz William R. Rotter „Mroźne piekło. Radziecko-fińska wojna zimowa 1939-40 , Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007) o etacie wojennym 14.400 ludzi. W praktyce uzbrojenia wystarczyło na wystawienie 9-10 dywizji. W porównaniu ze wschodnim sąsiadem armia fińska ustępowała pod każdym względem, oprócz wyszkolenia i morale. (O morale armii fińskiej świadczy dowcip z czasów wojny zimowej: „Ich jest tak wielu, a Finlandia taka mała. Gdzie my ich wszystkich pochowamy?”). Według Pantenburga wojska lądowe Finlandii składały się z:

Piechota – 9 pułków, 1 kompania specjalna, 4 samodzielne bataliony kolarzy, jeden oddział czołgów,

Kawaleria – dwa pułki, jeden samodzielny oddział rozpoznawczy,

Artyleria – 4 pułki artylerii polowej, jedna samodzielna kompania artylerii konnej,

Pionierzy – jeden batalion pionierów, jedna samodzielna kompania pionierów,

Formacje kolejowe – jeden batalion zaopatrzeniowy, jedna samodzielna kompania samochodowa,

Oddziały specjalne – jeden samodzielny batalion rozpoznawczy, jedna samodzielna kompania sygnałowa.

Siły morskie:

2 nowoczesne pancerniki obrony wybrzeża (po 3900 ton, działa 425,4 mm i 81,2 mm), stawiacze min i dozorowce, flotylla złożona z 5 okrętów podwodnych, 5 kutrów torpedowych i okręty pomocnicze, a także 3 pułki artylerii nadbrzeżnej i 2 samodzielne oddziały nad Jeziorem Ładoga.

Siły powietrzne i przeciwlotnicze:

3 pułki lotnicze, 1 samodzielna eskadra, szkoły lotnicze, pułk artylerii p-lot., samodzielna kompania p-lot. Na lotnictwo zdatne do natychmiastowego użycia składało się 40 maszyn rozpoznawczych, 75 myśliwców i 25 lekkich bombowców. Na 6 lotniskach stacjonowało 10 eskadr, z czego 6 lotnictwa morskiego.

Słabym punktem armii fińskiej była bardzo niewielka ilość ciężkiej artylerii, przeważnie pochodzącej jeszcze z czasów wojny rosyjsko-japońskiej, a szczególnie krytycznie niskie stany zapasów amunicji. Bardzo dotkliwie dał o sobie w tym względzie znać kryzys gospodarczy przełomu lat 20-ych i 30-ych i zarządzone w wyniku tego oszczędności, a także przygotowania Finlandii do… olimpiady w Helsinkach w 1940 roku.

Finlandia miała w ręce pewien atut, o którym Vitalis Pantenburg w roku 1938 nie mógł wiedzieć, przynamniej teoretycznie. Wspominałem o nim w numerze 9 „Merkuryusza”, mianowicie o wywiadzie radiowym i kryptologii. Z kolei słabym punktem, już nie tylko Finlandii, lecz całej Skandynawii były Wyspy Alandzkie z uwagi na ich status; demilitaryzacja narzucona konwencją międzynarodową oznaczała, zwłaszcza w przypadku zaborczego sąsiada, który żadnych konwencji nie uznawał, po prostu bezbronność. W razie inwazji sowieckiej Finowie (ani Szwedzi) nie byliby w stanie się temu przeciwstawić.

Notka 10:
Kraj
Demokracja
Sytuacja komunistów
Szwecja
Ustabilizowana demokracja
Działalność legalna, ale bez większych wpływów
Finlandia
Młoda państwowość, młoda demokracja
Partia komunistyczna zdelegalizowana po krwawym stłumieniu rewolty "czerwonych" wspieranych przez bolszewików. Społeczeństwo „impregnowane” na wpływy komunistyczne.*
Norwegia
Młoda państwowość, młoda demokracja
Obecność, de facto, dwóch partii komunistycznych, silne wpływy na związki zawodowe i partie socjaldemokratyczne.
Dania
Ustabilizowana demokracja
Partia komunistyczna działała legalnie do czasu zdelegalizowania przez niemieckie władze okupacyjne w 1941 roku. Bez większych wpływów.
Wielka Brytania
Ustabilizowana demokracja
Działalność legalna bez większych wpływów
Francja
Ustabilizowana demokracja
Działalność legalna; jedna z najsilniejszych partii komunistycznych na świecie, jedna z przyczyn destabilizacji, zwłaszcza w okresie rządów tzw. Frontu Ludowego.
Niemcy
Młoda demokracja (dopiero Republika Weimarska po 1918 roku)
Jedna z najsilniejszych partii komunistycznych, zarazem jedna z winowajczyń destabilizacji kraju na początku lat 30-ych, co doprowadziło do przejęcia władzy przez nazistów.
Węgry**
Dyktatura regenta Horthy’ego
Partia komunistyczna zdelegalizowana; po doświadczeniach tzw. Węgierskiej Republiki Rad i reżimu Beli Kuna społeczeństwo „impregnowane” na komunizm i lewicę. Dodajmy, partie umiarkowane skompromitowały się, w oczach Węgrów, zawarciem skandalicznego traktatu pokojowego w Trianon, z kolei lewica – udziałem w rządach Beli Kuna. Jednakże warto przypomnieć, że nawet w czasach regenta tolerowana była ta część socjaldemokracji, która odcięła się od Beli Kuna.
Polska
Młoda państwowość, młoda demokracja
Partia komunistyczna zdelegalizowana; po 1926 roku łagodna dyktatura Piłsudskiego z zachowaniem elementów demokracji.
Włochy
Stosunkowo młoda państwowość
Dyktatura faszystowska Mussoliniego, partia komunistyczna zdelegalizowana.
Hiszpania
Brak demokracji
Destabilizacja wewnętrzna po upadku monarchii, zakończona krwawą wojną domową i – rzecz jasna – partia komunistyczna zdelegalizowana.
Portugalia
Brak demokracji
Faszyzująca dyktatura Salazara. Partia komunistyczna zdelegalizowana.
Szwajcaria
Ustabilizowana demokracja
Partia komunistyczna legalna, bez większych wpływów.
Czechosłowacja
Ćwierć-dyktatura Masaryka i Benesa
Partia komunistyczna legalna o sporych wpływach
Holandia
Ustabilizowana demokracja
Partia komunistyczna legalna, bez wpływów.
*W 1939-40 roku Sowieci mieli przekonać się, kosztem strat wynoszących ponad 200 tys. zabitych czerwonoarmistów oraz kompletnym fiaskiem marionetkowego rządu Kuusinena, jak bardzo lud pracujący miast i wsi Finlandii jest przesiąknięty ideami rewolucyjnymi.
**Przypadek wybitnie nietypowy, gdyż po skandalicznym potraktowaniu Węgier przez Ententę i eksperymencie komunistycznym kraj był praktycznie „skazany” na rządy autorytarne prawicy.

Według http://niehorster.orbat.com/081_sweden/sweden.html w kwietniu 1940 roku armia szwedzka liczyła, przy ogóle ludności 6,3 mln, 400 tysięcy ludzi w stanie gotowości, nie licząc cywilów z Gwardii Cywilnej (Home Guard), obserwatorów lotniczych i pewnych formacji pomocniczych. W tym samym roku, drogą przedłużenia obowiązkowej służby wojskowej do 450 dni, stan liczebny szwedzkich sił zbrojnych wzrósł do 600 tysięcy. W drugiej połowie lat 30-ych armia szwedzka przechodziła szeroko zakrojoną modernizację, która miała zakończyć się w 1943 roku. Siły lądowe składały się z 10 dywizji piechoty (z batalionem artylerii w każdym pułku), 1 brygady kawalerii, 1 brygady zmotoryzowanej. Dywizje były 3-pułkowe plus pułk artylerii dywizyjnej. Każdy pułk artylerii składał się z 3 dywizjonów po 3 baterie.

Obrona przeciwlotnicza składała się z 76 dział p-lot. 75 mm, 154 40-milimetrowych działek Bofors i 78 reflektorów. Istniały również 4 baterie mobilne, każda po 4 40-milimetrowe działka Bofors oraz 4 oddziały dział samobieżnych, 40 mm , również Boforsa. Flota wojenna składała się z 8 niszczycieli, 6 okrętów podwodnych, stawiacza min, 3 pancerników obrony wybrzeża i 3 krążowników. Flota morska należała do najnowocześniejszych na świecie. W 1939 roku lotnictwo szwedzkie liczyło 40 bombowców średnich, 30 lekkich, 50 myśliwskich i 50 rozpoznawczych oraz 10 torpedowych. Sprzęt może nie był najnowocześniejszy, ale szkolenie pilotów odbywało się według najwyższych standardów.



Zdecydowanie najgorzej przedstawiał się stan obronności Norwegii, liczącej ok. 2,6 mln ludności. Już sam kształt geograficzny kraju, rozciągniętego wąskim pasem wzdłuż brzegów Morza Norweskiego, stwarzał problemy niewystępujące u sąsiadów: w Szwecji i Finlandii. Władze norweskie i sztab generalny chyba nie wyciągnęły z tego żadnych wniosków. W czasach pokoju istniały tylko dwie formacje wojsk lądowych gotowe do natychmiastowego użycia (za Pantenburgiem): gwardia w Oslo i tzw. „garnisonskompani” w Kirkenes pełniąca rolę straży granicznej. (Zapewne Norwegowie nie obawiali się Szwedów ani Finów. Problem w tym, że długą na prawie 1500 km i biegnącą przez tajgę i tundrę granicę sowiecko-fińską strzec było trudno. Kilka batalionów fińskiej straży granicznej stanowczo nie wystarczało (nie muszę dodawać, że po przeciwnej stronie granica była pilnie strzeżona przez „pogranotriady” NKWD; biada temu, kto zapuściłby się poza pas graniczny choćby o metr). Stąd, z terytorium ZSRR, z łatwością przenikali szpiedzy, dywersanci, agitatorzy itd. Wprawdzie w tamtych czasach Norwegia nie graniczyła z ZSRR, ale oddzielał ją od tego kraju tylko wąski pasek Finlandii w rejonie Petsamo). Teoretycznie było tych jednostek więcej i były rozrzucone po całej Norwegii, ale ograniczały się one do sztabów, do których rokrocznie przydzielano, w ramach szkolenia, rekrutów oraz rezerwistów na szkolenia okresowe. Pamiętajmy o odległościach; podróż (koleją i promem) z południowych krańców do rejonów północnych mogła trwać nawet do 5 dni. Łatwo sobie wyobrazić transport rezerwistów w razie mobilizacji, w dodatku przy całkowitym panowaniu przeciwnika w powietrzu. Pamiętajmy również o tym, że wszystkie ważniejsze porty: Narvik, Hammerfest, Tromsö itd. znajdują się w odległości nie większej niż 600 km od Murmańska, zaś obrona przeciwlotnicza w tych północnych rejonach kraju praktycznie nie istniała. To samo można powiedzieć o kontroli ruchu w eterze. (O radiostacjach szpiegowskich w północnej Skandynawii była mowa w numerze 9 „Merkuryusza”). Do tego dodajmy, o czym już była mowa, niezwykle aktywną partię komunistyczną (czy też partie), która niezwykle ożywiła się zwłaszcza po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow, oczywiście w duchu popierającym pakt, „lewoskrętność” rządzącej niemal nieprzerwanie aż do dzisiejszych czasów Norweskiej Partii Pracy, a będziemy mieli niemal kompletny obraz słabości kraju. Również flota wojenna Norwegii była słaba i przestarzała diametralnie odbiegając od floty handlowej, jednej z największych, jeśli nie największej, na świecie, stanowiącej niezwykle łakomy kąsek dla każdego agresora, czy to Niemiec, ZSRR, czy… Wielkiej Brytanii. Jak powiedział pewien oficer norweskiego sztabu generalnego (cytuję za C. G. McCay, „From Information to Intrigue. Studies in Secret Service based on the Swedish Experience, 1939-1945", Frank Cass & Co. Ltd., 1993), armia norweska „…jest najgorzej wyszkoloną i najgorzej wyposażoną armią w Europie”.

Lewicujące kręgi rządzące najwidoczniej nie przywiązywały do tego wagi licząc na neutralność kraju w razie wojny. Zapomniały tylko o tym, że nie wystarczy ogłosić neutralności, trzeba ją jeszcze umieć obronić. Pytanie, czym?

W tym miejscu, brzmiący niczym memento, cytat z Pantenburga (przypomnę, rok 1938!):

W razie konfliktu między ZSRR z jednej strony i innym mocarstwem morskim – z drugiej, rozwinęłoby się zapewne obustronne dążenie do tego, by zdobyć korzystne punkty wyjściowe w wyścigu, przy czym Norwegowie prawdopodobnie byliby zmuszeni do tego, by stanąć po którejś stronie, lub uciec się do papierowych protestów; pytanie tylko, przed jakim forum. Konflikt pewnie nie będzie narastać stopniowo, lecz każdy spróbuje uderzyć możliwie z zaskoczenia i wszystkimi, decydującymi środkami.

Byli wszakże tacy, którzy widzieli, że źle się dzieje, widzieli narastające zagrożenie, przez lata alarmowali, niestety – bezskutecznie. Aż przyszedł 9. kwietnia 1940 roku i godzina próby.


Vidkun Quisling – zdrajca czy bohater? Próba „rewizji nadzwyczajnej”

Vidkun Quisling, źródło - Wikipedia

Ab ovo…

Vidkun Abraham Lauritz Jonssøn Quisling urodził się 18. lipca 1887 w Fyresdal w Norwegii, jako najstarsze z dzieci pastora i genealoga, Jana Lauritza Quislinga oraz Anny Caroliny Bang. Rodzina Quislingów pochodziła z Jutlandii w Danii, skąd wyemigrowała do Norwegii w XVII wieku. Był nieprzeciętnie uzdolniony zarówno w naukach humanistycznych, zwłaszcza w historii, jak też przyrodniczych, a zwłaszcza w matematyce. Z domu rodzinnego wyniósł wychowanie w duchu patriotyzmu i obowiązku, w stylu angielskim, całe życie pozował na angielskiego gentlemana no i, aż do początków II Wojny Światowej, był… anglofilem.

W 1905 roku, w tym samym, w którym Norwegia zyskała pełną niepodległość po zerwaniu unii personalnej ze Szwecją, wstąpił do Norweskiej Akademii Wojskowej uzyskawszy najlepszy wynik egzaminu wstępnego spośród 250 kandydatów. W roku 1906 przeniósł się do Norweskiego Kolegium Wojskowego z siedzibą w twierdzy Akershus (szkoła istniała od 1817 roku i jej ukończenie było obowiązkowe dla oficerów norweskiego sztabu generalnego). W roku 1908 otrzymał promocję na oficera. Kolegium ukończył w roku 1911 uzyskawszy wynik końcowy najlepszy od czasu istnienia szkoły. Został w związku z tym zaszczycony audiencją u króla. Od 1. listopada 1911 służył w norweskim sztabie generalnym, gdzie odpowiadał za sprawy rosyjskie. W ramach obowiązków poznawał nie tylko historię i geografię Rosji, lecz również literaturę, opanował również język rosyjski, którym biegle władał. Na jego dalszej karierze w dużym stopniu zaważyła zapewne znajomość z kapitanem Antonem Frederikiem Jakhelln Prytzem, który w 1911 roku został norweskim wicekonsulem w Archangielsku. Wiosną 1918 roku Quisling objął stanowisko attache wojskowego w Piotrogrodzie, później w Moskwie. W związku z tą funkcją miał sposobność poznać osobiście Lwa Trockiego, ludowego komisarza obrony.

W tym czasie poselstwo norweskie reprezentowało aż sześć ambasad i 10 innych poselstw, gdyż wiele krajów wycofało – ze względów bezpieczeństwa – swoich przedstawicieli z Rosji, zwłaszcza po tym, jak grupa czekistów wdarła się do ambasady brytyjskiej w Piotrogrodzie zabijając attache morskiego, kapitana Cromie, a następnie aresztowała wielu przedstawicieli brytyjskich i francuskich w tym mieście. W końcu również norweski MSZ zdecydował o przeniesieniu personelu poselstwa do Helsinek w kwietniu 1919 roku. Quisling przebywał tam do początków 1922 roku.

W lutym 1922 roku Vidkun Quisling został asystentem znanego polarnika Fridtjofa Nansena, który, jako Wysoki Komisarz Ligi Narodów ds. Uchodźców oraz, jako wysłannik Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, prowadził szeroko zakrojoną akcję humanitarną na terenach zniszczonych wojną. Wraz z nim Quisling wielokrotnie podróżował po Rosji, głównie na Ukrainie, na Krymie i Powołżu, ale także do Armenii i Bułgarii. Jeszcze wcześniej, jako attache w Piotrogrodzie, składał obszerne raporty na temat warunków panujących w Kraju Rad. Teraz miał wyjątkową okazję poznać ten kraj od jak najgorszej strony. Mówi się o uratowaniu 7 milionów istnień ludzkich, w około 6 milionów dzieci od śmierci głodowej. Znamiennym jest, jak pisze Michael Walsh w „THE SLAYING OF A VIKING. The Epic of Vidkun Quisling”, odkrycie w wielu wiejskich chatach przez żołnierzy Wehrmachtu po 22. czerwca 1944 ikon z Matką Boską i wizerunkami… Fridtjofa Nansena i Vidkuna Quislinga obok.

Z jednej z takich podróży do Rosji w roku 1921 Quisling przywiózł sobie żonę, Aleksandrę Woroninę (primo voto Quisling, secundo voto Yurieff). Z pewnością nie była to romantyczna miłość, raczej małżeństwo z litości; po prostu, Quisling umożliwił jej opuszczenie „nieludzkiej ziemi”, poza tym niedługo potem przywiózł następną, Marię Pasecznikową, z którą ostatecznie spędził resztę życia. (Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przynajmniej jeden z tych związków, bądź oba, nie był zawarty formalnie, tak, więc, ewentualny zarzut bigamii nie jest uzasadniony). Właśnie z pamiętników Aleksandry Yurieff („In Quisling’s Shadow”) można wyczytać wiele ciekawych informacji na temat Vidkuna Quislinga. Maria Pasecznikowa (zm. 1980) nigdy, przynajmniej od śmierci męża, nie wypowiadała się publicznie, poza jednym wywiadem, który i tak nie ukazał się w druku.

Pod koniec lat 20-ych XX w. ponownie pojawił się w poselstwie norweskim w Moskwie, tym razem, jako kierownik sekcji… interesów brytyjskich. W numerze 9 „Merkuryusza” wspominałem o tzw. „aferze Arcosu” z 1927 roku, czego wynikiem było zerwanie stosunków dyplomatycznych z ZSRR przez Wielką Brytanię. Efektem jego działań było uhonorowanie go odznaczeniem Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego (CBE). (Odznaczenie zostało cofnięte w roku 1940!).


Minister obrony i Nasjonal Samling

W roku 1930 Quisling ostatecznie powrócił do kraju; swoje obserwacje i doświadczenia z pobytu w Rosji zawarł w książce „Rußland und wir” („Rosja i my”); wcześniej ukazywała się w formie cyklu artykułów, które zostały zebrane w formie książkowej. Była to pierwsza w Skandynawii, jeśli nie jedyna, i jedna z nielicznych w Europie, tak przenikliwa i dogłębna analiza tego, co działo się w ZSRR oraz zagrożenia dla świata, jakie z niej wypływają. Znamienny jest przy tym następujący fragment (cytuję za wydaniem niemieckim z 1942 roku):

Widzieliśmy, jak bolszewicy działają przeciwko całemu światu. Jak ma zachować się teraz świat wobec bolszewizmu i Rosji rządzonej przez bolszewików, która wraz ze swymi pomocnikami stwarza nie jedno, lecz największe ze wszystkich zagrożeń dla światowej cywilizacji?

Oto jest pytanie, na które odpowiedź w szczegółach powinno się znaleźć raczej nie publicznie. Ale oprócz tego, o czym powiedziałem już wcześniej, muszę zaakcentować jeszcze coś, co jest ważniejsze niż wszystko inne.

Jeśli bolszewizm, co istotnie jest faktem, przedstawia spisek przeciwko zorientowanej nordycko cywilizacji europejskiej i zagraża przede wszystkim nordyckim wartościom, jeśli największe przeciwności świata zaostrzają się dziś w walce między bolszewizmem i nastawieniem nordycko-europejskim, to najskuteczniejszym środkiem przed bolszewizmem i przed podstępami i knowaniami bolszewickiej Rosji jest ścisła współpraca kulturalna, gospodarcza i polityczna ludów zorientowanych nordycko w najszerszym sensie tego słowa, przede wszystkim Skandynawów i Brytyjczyków, a następnie Niemców. Związek nordycki między Skandynawią i Wielką Brytanią z włączeniem Finlandii i Holandii, do którego potem mogłyby być przyjęte Niemcy, dominia brytyjskie i Ameryka, stępiłby ostrze planów bolszewickich i zapewniłby cywilizacji pokój po wsze czasy. Wobec obecnego rozwoju tak w zakresie polityki celnej, jak i relacji gospodarczych dla Skandynawii i Norwegów przyłączenie się do Imperium Brytyjskiego, z którym łączą nas liczne więzi wzajemnej sympatii i poważania, byłoby czymś naturalnym. Do pewnego stopnia jednakowe położenie Anglii i Skandynawii w stosunku do Europy i do rewolucji, wspólne zagrożenia i interesy, tworzą także zdrową podstawę dla ścisłej współpracy.

W tym miejscu nie od rzeczy będzie przypomnienie poglądu, jaki wyraził młody Karol Marks w jednym z wczesnych pism, mianowicie, że samo istnienie Rosji przyczynia się do rozbicia Europy. Zwróćmy przy tym uwagę na datę: 1930 rok! Koncepcja Quislinga, może naiwna, może za bardzo pod wpływem uniwersalizmu, którego był wyznawcą, jest ni mniej, ni więcej pomysłem na to, co stało się faktem kilkadziesiąt lat później, mianowicie Unii Europejskiej. Różnica między koncepcją Quislinga i faktyczną Europejską Wspólnotą Gospodarczą, która stała się zalążkiem Unii Europejskiej, polega na tym, że w tym pierwszym przypadku „rdzeniem” byłyby kraje Północy, a więc raczej germańskie, na mniej więcej jednakowym poziomie rozwoju, natomiast EWG była zdominowana przez kraje Południa, a więc romańskie i o bardzo nierównym poziomie gospodarczym.

I jeszcze dwie adnotacje, jakie Quisling dodał do tego fragmentu w wydaniu niemieckim. Po pierwsze, wyjaśnia, dlaczego w pierwszym wydaniu odsunął na czas późniejszy możliwość przystąpienia Niemiec do „związku nordyckiego”. Mianowicie, gdy pisał książkę w latach 1929-30, Niemcy były pogrążone w chaosie wewnętrznym i to właśnie komuniści czynnie w tym uczestniczyli. Po drugie, nawiązuje do rozmowy, jaką przeprowadził osobiście w Paryżu w październiku 1939 roku z premierem Wielkiej Brytanii, Nevillem Chamberlainem. Wyłożył wtedy premierowi brytyjskiemu swoje poglądy oraz ubolewanie, że doszło do konfliktu między narodami nordyckimi. Kończy swój dopisek, którego, rzecz jasna, nie było w pierwszym wydaniu norweskim, zdaniami:

Przyjazne nastawienie narodu norweskiego wobec Anglii było więcej niż życzliwe. Anglia w dużej mierze odnosiła korzyści z tego od wielu pokoleń, a zwłaszcza podczas ostatniej wojny. Jednak jak bardzo nadużyła tego stosunku, całkiem ujawniło się dopiero po 9.4.1940, gdy została dokładnie odkryta angielska gra z Norwegią tak, że dziś każdy widzi wyraźnie, jak bardzo brytyjski establishment nadużył tej przyjaźni.

Notka 11: Hitler wielokrotnie dawał do zrozumienia, mniej lub bardziej wyraźnie, że w ogóle nie chce wojny z Wielką Brytanią, co w świetle wydarzeń wygląda na prawdę. Z drugiej strony Brytyjczyków oskarża się o prowadzenie polityki appeasementu wobec hitlerowskich Niemiec, w szczególności przez rząd Stanleya Baldwina i Neville’a Chamberlaina. Jest to o tyle niesłuszne, że w tym drugim przypadku w ogóle nieprawdziwe, zaś ekipa Baldwina (1935-7) nie miała innego wyjścia. W styczniu 1936 roku zmarł król Jerzy V, następcą zaś został Edward VIII, z jednej strony bardzo popularny w kraju, z drugiej zaś niechętnie widziany przez znaczną część brytyjskiego establishmentu nie tylko i nie tyle z powodu romansu z panią Wallis-Simpson, co z powodu przekonań pro-nazistowskich i bliskich kontaktów z ambasadorem Niemiec, Joachimem von Ribbentropem. To właśnie Stanley Baldwin doprowadził do abdykacji Edwarda VIII 10. grudnia 1936.
Sprawa miała jednak swój dalszy, tragiczny w skutkach ciąg (Martin Allen, „Tajny układ”, Amber, 2006). Po wybuchu II W. Św., Edward, teraz już książę Windsoru, w randze generała armii brytyjskiej, dokonywał inspekcji wojsk alianckich na froncie „dziwnej wojny” (Francuzi nie za bardzo chętnie udzielali Brytyjczykom informacji o szczegółach dyslokacji swoich wojsk. Dlatego generał Ironside, szef Brytyjskiego Sztabu Imperialnego i generalny inspektor wojskowy, wpadł na pomysł wykorzystania księcia Windsoru, któremu Francuzi nie odważyli się odmówić). Książę istotnie sporządzał obszerne raporty z inspekcji, które trafiały jednak równocześnie, za pośrednictwem Charlesa Bedaux, przyjaciela księcia, do… Berlina (o bliskich kontaktach Bedaux z Berlinem książę Edward nie mógł nie wiedzieć). W ten sposób Hitler znał wszystkie szczegóły dyslokacji wojsk francuskich i brytyjskich.
Jak wiadomo, Hitler początkowo planował uderzenie na Zachodzie 12. listopada 1939 roku, został nawet opracowany plan operacyjny będący w istocie powtórką planu Schlieffena z I Wojny Światowej, z głównym uderzeniem przez Holandię i Belgię. Takiego planu oczekiwali alianci i odpowiednio rozlokowali wojska. Tymczasem, książę Windsoru, dzięki swoim inspekcjom, ujawnił najsłabszy punkt linii francuskich – na północ od Sedanu. Dlatego Hitler powierzył generałowi Mansteinowi opracowanie nowego planu, w którym kierunek rozstrzygającego uderzenia wojsk pancernych prowadził przez Ardeny. W ten sposób gros sił francuskich i Brytyjski Korpus Ekspedycyjny, skupione w północnej Francji, znalazły się w pułapce. Stary plan został zaś wykorzystany w celu dezinformacji przeciwnika; Niemcy jeszcze utwierdzali aliantów w przekonaniu o aktualności tego planu prowadząc działania w Belgii i Holandii m.in. z licznym udziałem spadochroniarzy; im więcej wojsk Francuzi pchali na północ, tym większy był potem „kocioł”.
Na co liczył książę Windsoru? Jak sam napisał do Hitlera, liczył na „utarcie nosa Brytyjczykom”, wskutek czego będą bardziej skłonni do zakończenia niepotrzebnej wojny z Niemcami, zapewne upadnie rząd, co pociągnie za sobą króla Jerzego, a wtedy on sam, prawowity władca, wróci na tron. Potwierdzeniem tej tezy może być dziwny rozkaz Hitlera zatrzymania wojsk pancernych na 36 godzin, wskutek czego Brytyjczycy zdołali przedrzeć się do wybrzeża w rejonie Dunkierki i w parę dni ewakuować się. Generałowie niemieccy, z Guderianem na czele, zgrzytali zębami, ale Hitler miał swoje rachuby i wiedział, co robi. Nie uwzględnił tylko tego, że od 9. maja 1940 roku premierem jest już Churchill, nie Chamberlain.

Cóż, nic dodać, nic ująć, może tylko to, że Norwegia nie była pierwszym (małym) krajem potraktowanym czysto instrumentalnie przez wielkie mocarstwo ani z pewnością ostatnim. (Pisze o tym, między wierszami, również pułkownik Beck w „Ostatnim raporcie”, co prawda, bardziej w odniesieniu do Francji. Ponieważ polska ekipa rządząca nie dała się sprowadzić do roli wasala, Francuzi skorzystali z okazji, i pomocy rodzimych „pomagierów”, i doprowadzili do zmiany tej ekipy w 1939 roku). Przypomnijmy, że ten sam premier Chamberlain w roku 1939 na prawo i lewo rozdawał tzw. „gwarancje brytyjskie”, że wspomnę tylko Polskę i Rumunię. Dopóki chodziło o niedopuszczenie do wybuchu wojny, takie postępowanie nie wywoływałoby wrażenia moralnej dwuznaczności (patrz Notka 11). Problem w tym, że w godzinie próby owe gwarancje okazywały się warte mniej niż papier, na którym były napisane. Zaś po 3. września 1939 roku, gdy już Wielka Brytania i Francja nie miały innego wyjścia niż przystąpienie do wojny, cynizm, z jakim oba mocarstwa traktowały „mniejszych sojuszników”, choćby tylko potencjalnych, przybrał rozmiary monstrualne. Konieczne tu jest jednak pewne zastrzeżenie; o ile Chamberlain miał jeszcze jakieś opory i, przykładowo, w rokowaniach z ZSRR nie dał Stalinowi wolnej ręki w kwestii krajów bałtyckich czy „przemarszu Armii Czerwonej przez Polskę i Rumunię”, o tyle Churchill, nie wiadomo, dlaczego uważany za męża stanu, oporów nie miał żadnych. Przypomnijmy: Londyn i Paryż nie udzielił Polsce pomocy, ale przynajmniej złożył oficjalny protest w Moskwie w związku z zajęciem wschodniej Polski. Tymczasem sir Winston, w owym czasie już członek gabinetu, jako Pierwszy Lord Admiralicji, wyraził pełne zrozumienie dla agresji sowieckiej, podobnie zresztą jak Lloyd George. To właśnie Pierwszy Lord Admiralicji koniecznie chciał zaminować wody terytorialne Norwegii, aby zmusić statki niemieckie z rudą do wypłynięcia na wody międzynarodowe, aby tam można było je bezkarnie zatapiać. (Prawdę mówiąc był w tym niekonsekwentny; skoro można było pogwałcić prawo międzynarodowe minując wody norweskie, to dlaczego nie atakować na nich niemieckich statków? Jaka różnica? Wyszłoby taniej!). Dodajmy do tego incydent z „Altmarkiem”, który był bezpośrednią przyczyną inwazji niemieckiej. A jeszcze ekspedycję do północnej Skandynawii, rzekomo w obronie Finlandii, a „przy okazji” okupację Narviku i szwedzkiej Kiruny. Krótko mówiąc, sam Quisling wielce rozczarował się wobec Churchilla.

Wróćmy jednak do początku lat 30-ych. Gdy Quisling powrócił do kraju, zastał sytuację bardzo nieciekawą. Tak zwany Norweski Ruch Pracy, afiliowany przy Kominternie, finansowany z Moskwy, jawnie nawoływał do „sowieckiej Norwegii”, do „republiki sowieckiej” poprzez krwawą rewolucję. Pewien polityk, który później miał zostać ministrem, został przyłapany na granicy norweskiej z walizką złota o wartości wielu milionów koron. Ten sam osobnik miał powiedzieć, że „życie jednego robotnika jest więcej warte niż dwudziestu tysięcy z klasy średniej”. Inny przyszły minister przechwalał się, że wkrótce nad parlamentem (Storting) zawiśnie czerwona flaga, inny z kolei wprost wzywał do rewolucji. Był to ten, który w 1935 roku został ministrem obrony, i ten sam, który zaniedbał budowy sił obronnych zdolnych oprzeć się planom Churchilla oraz działaniom prewencyjnym Niemców w Norwegii. Tymczasem nie kto inny niż Quisling wypowiedział 27. czerwca 1936 te słowa:

Taka wojna między Wielką Brytanią i Niemcami byłaby katastrofą dla Norwegii. Norwegia nie może i nie pójdzie na nią chyba, że w razie zagrożenia naszej wolności i naszych granic. Dlatego żądamy silnego i bezwarunkowego potwierdzenia neutralności Norwegii oraz tego, by ta neutralność i pokój były zabezpieczone przez wzmocnienie naszej obronności, szybko i skutecznie.

W tym samym czasie strajki były na porządku dziennym, literatura wywrotowa krążyła po kraju, raz po raz ginął jakiś polityk opozycyjny lub policjant, podpalane były biura partii opozycyjnych, szerzyły się zamieszki wzniecane bynajmniej nie przez nacjonalistów. W tym właśnie momencie ministrem obrony został Vidkun Quisling w rządzie Pedera Kolstada, a po jego śmierci – Jensa Hundseida, rządzie sformowanym przez Partię Agrarną. W krótkim czasie zmobilizował armię i policję i zamieszki zostały stłumione. Komuniści nigdy nie wybaczyli tego Quislingowi. Jak pisze wspomniany wyżej Walsh: „W kwietniu 1932 roku, Vidkun Quisling, norweski patriota mógł stanąć w parlamencie swojego kraju i publicznie przedstawić zdradzieckie działania rewolucji międzynarodowej, nakierowane z Moskwy w serce Norwegii. Jestem w posiadaniu zdjęć, kopii faktycznych oświadczeń, które agent międzynarodówki komunistycznej wykonał w Norwegii. O czym mówią? Po prostu o tym, że ruch rewolucyjny w tym kraju jest finansowany z zagranicy. W latach 1928-9 otrzymali 500.000 koron od obcego mocarstwa. Niewiele jest partii w tym kraju, które dysponują podobnymi kwotami na swoją działalność.” W dalszym ciągu Quisling zaprezentował twarde dowody na to, że komuniści agitują żołnierzy norweskich do ‘rozpoczęcia insurekcji, organizowania jaczejek w armii i flocie, w fabrykach, przygotowania do rewolucji i insurekcji’.

W maju 1933 Quisling założył własną partię, Nasjonal Samling. Program partii był, powiedzmy sobie szczerze, dość mętny, wzorowany nieco na ideologii faszystów włoskich, ale też koniecznie trzeba uwzględnić trzy czynniki; po pierwsze, program Mussoliniego nie pozostawał bez wpływu nawet na takich polityków, jak Winston Churchill, po drugie, program adresowany do mas nie mógł być zbyt „intelektualny”, po trzecie, nie było łatwo zrewoltowanym i zlewicowanym masom przedstawić programu alternatywnego do atrakcyjnego, pozornie, marksizmu i bolszewizmu. I w tym tkwił cały dramat, nie tylko Quislinga. On sam znał Rosję i bolszewizm, można rzec, od podszewki. Wielu informacji nie mógł ujawnić, jako że zostały zdobyte metodami operacyjnymi. Z pewnością nie można mu zarzucić oportunizmu, karierowiczostwa, dążenia do własnych korzyści, ani zapędów wodzowskich; w okresie szczytu swojej popularności mógł przecież pokusić się o zamach stanu. Nie zmieniał przekonań niczym rękawiczki, karierowiczem nie był, wręcz przeciwnie. Pamiętajmy o tym, że całą dekadę lat dwudziestych spędził, w różnych rolach, w Rosji. W tym celu musiał wystąpić z wojska; w czasie, gdy inni koledzy robili kariery w biznesie czy polityce, Quisling przebywał poza krajem. Owszem, przez krótki czas był ministrem obrony, było to jednak w okresie krótkiej przerwy, gdy rządów nie sprawowała Partia Pracy.

Nowa partia spotkała się z wrogą reakcją lewicy, nie pomogły setki wieców, spotkań, mityngów, na które, dodajmy, Quisling jeździł na własny koszt, nie pomogło nawet poparcie wdowy po Fridtjofie Nansenie. Partia nigdy nie zdobyła poparcia większego niż 2,5% głosów elektoratu. Jednakże, Quisling swoją działalnością zwrócił na siebie uwagę głównego ideologa NSDAP, Alfreda Rosenberga. Zapewne stało się to za przyczyną koncepcji Związku Nordyckiego. Dlatego nie ma niczego dziwnego w tym, że doszło do spotkania między nimi w gorącym okresie poprzedzającym wybuch wojny, w lipcu 1939 roku. Gdy na początku grudnia 1939 roku Quisling ponownie udał się do Niemiec z wizytą prywatną i w prywatnych sprawach, jak zeznał podczas powojennego procesu, na nalegania właśnie Rosenberga doszło do spotkań z Hitlerem, 16. i 18. grudnia. Oto jak przed sądem zrelacjonował swoją rozmowę z Hitlerem [za M. Walsh, j.w.]:

Hitler napomknął, że jest świadomy starań Norwegii, by być poza wojną, szczególnie zaakcentował to, by państwa skandynawskie, zwłaszcza Norwegia, pozostały neutralne, jak najlepiej nastawione wobec interesów Niemiec. Niemcy, podkreślił, nie mają jakiegokolwiek interesu w ingerencji w Norwegii, jeśli tylko ta potwierdzi swoją neutralność. Jeśli nie, Niemcy będą musiały interweniować, bowiem jeżeli Wielka Brytania spróbowałaby usadowić się w Norwegii, stanowiłoby to istotne zagrożenia dla Niemiec, a Hitler użyje wszelkich sił, aby temu zapobiec.

Niemcy musiałyby, więc okupować Danię, a przeciwko Norwegii rzucić wszelkie siły niezbędne do tego, by złamać wszelki opór, bez względu na to, czy potrzeba by było 6, 10, 12, czy 16 dywizji, oświadczył. Szczególnie pamiętam, jak wypowiedział te 16 dywizji, jednakże tylko, jako przypadkowy koniec ciągu liczb, który mógłby być zwiększony. […] To było dokładnie to, o co wykłócałem się przez lata i błagałem moich rodaków w niezliczonych wykładach i artykułach. Jednakże dla mnie ważne było to, by mieć potwierdzenie moich poglądów z pierwszej ręki. A nie mam wątpliwości, że mówił to śmiertelnie poważnie.

I jeszcze jeden fragment:

Hitler spytał także o nasz ruch. Powiedziałem o tym i o naszej walce, jaką prowadzimy w Norwegii. Spytał, jakie są szanse na to, byśmy przejęli władzę bądź czy jest możliwe wprowadzenie paru ludzi do rządu? To zabezpieczyłoby neutralność Norwegii. Odpowiedziałem, że nie sądzę, by było to w tej chwili możliwe, ale że zdobywamy coraz większą liczbę zwolenników, zaś wojna może rozwinąć się w taki sposób, że będzie to możliwe lub nawet pożądane.

Przypomnijmy, że rozmowy toczyły się w momencie, gdy od ponad dwóch tygodni toczyła się wojna sowiecko-fińska; dla kogoś pokroju Quislinga zamiary Kremla były bardzo czytelne, wcale nie było pewności, czy inwazja ograniczy się do samej Finlandii. Poza tym, w świetle traktatu Ribbentrop-Mołotow III Rzesza i ZSRR były sojusznikami. Zapewne, dlatego właśnie Quisling zdecydował się na przyjęcie zaproszenia na audiencję u Hitlera chcąc u źródła wysondować jego zamiary wobec Skandynawii. Wcześniej przecież konferował z Chamberlainem, w tym samym celu. Gdyby ktoś chciał być złośliwym, to zauważyłby, że czynienie z tego zarzutu Quislingowi ma mniej więcej taki sens, jak zarzucanie zdrady Wiaczesławowi Mołotowowi, który przecież też jeździł do Berlina i rozmawiał z Führerem.


Godzina próby

Nadszedł krytyczny dzień, 9. kwietnia 1940 roku. Niemcy, uprzedzając akcję Brytyjczyków i Francuzów, zaatakowali Danię i Norwegię. Przez długi czas przyjmowano, że to uprzedzenie o 1-2 dni było dziełem przypadku. W świetle enuncjacji prof. Erkki Hautamäki w publikacji „Suomi myrskyn silmässä” [szw. „Finland i stormens öga”, ang. „Finland in the Eye of a Storm”] zawierającej tajne dokumenty z prywatnego archiwum marszałka Mannerheima, Niemcy dobrze wiedzieli, co się święci. Dlatego plan operacji „Weserübung”, opracowany na wszelki wypadek, był jak znalazł. Tak, więc, incydent z „Altmarkiem” na norweskich wodach terytorialnych 16. lutego 1940 roku pełnił rolę wyłącznie listka figowego. O stanie przygotowań norweskich do obrony była już mowa, zresztą o 9. kwietnia o świcie praktycznie nie można już było mówić o żadnej obronie. Rząd Johana Nygaardsvolda ogłosił mobilizację, przynajmniej o parę dni spóźnioną, po czym ewakuował się z Oslo, podobnie król Haakon VII; o ile ewakuacja króla jest całkowicie zrozumiała, o tyle zniknięcie rządu, i to w krytycznym momencie, niewybaczalne. Znamienne jest również to, że pouciekali również przywódcy związkowi oraz partii rządzących. W tym momencie zaczął się osobisty dramat Quislinga, który doprowadził go do tragicznego końca.

Tymczasem jednak w Oslo szerzyła się panika, rozległy się pogłoski o inwazji brytyjskiej, o bombardowaniach… W tej sytuacji Quisling zainstalował się w znajomym mu gmachu Ministerstwa Obrony i, na zasadzie autorytetu, usiłował opanować sytuację. (Dla niego samego z pewnością byłoby lepiej, gdyby pozostał w domu albo uciekł, jak inni, a miał taką sposobność). O dziwo, podporządkowali mu się z entuzjazmem nawet związkowcy porzuceni przez swoich przywódców. W dniu 9. kwietnia 1940 o godzinie 19.32 rozgłośnia radiowa w Oslo nadała wystąpienie Vidkuna Quislinga; alea iacta est, można rzec:

Norwescy mężczyźni i kobiety! Gdy Anglia narusza neutralność Norwegii kładąc pola minowe na norweskich wodach terytorialnych, nie napotykając żadnego innego sprzeciwu niż jałowe protesty rządu Nygaardsvolda, rząd niemiecki zaoferował rządowi norweskiemu swoją pomoc, której towarzyszy solenna obietnica, że Niemcy będą respektować naszą narodową niezależność oraz życie i mienie Norwegów. W odpowiedzi na tę ofertę, która zapewniłaby rozwiązanie nieznośnej sytuacji, w jakiej nasz kraj się znalazł, rząd Nygaardsvolda zarządził powszechną mobilizację z rozkazami, by wszystkie norweskie siły zbrojne przeciwstawiły się zbrojnie Niemcom.

Sam rząd uciekł lekkomyślnie igrając losem naszego kraju i jego mieszkańców. W tych okolicznościach jest obowiązkiem i prawem ruchu jedności narodowej przejęcie władzy rządowej w celu potwierdzenia żywotnych interesów ludu norweskiego oraz bezpieczeństwa i niepodległości Norwegii. Z racji okoliczności i celów narodowych naszego ruchu jesteśmy jedynymi, którzy mogą to uczynić i tym samym ochronić nasz kraj przed tragiczną sytuacją, w jaką politycy partyjni wpędzili nasz naród. Rząd Nygaardsvolda ustąpił. Rząd narodowy przejął władzę z Vidkunem Quislingiem, jako szefem rządu i ministrem spraw zagranicznych oraz z następującymi innymi członkami. […]

Wzywam wszystkich Norwegów do zachowania spokoju oraz zachowania przytomności umysłu w tej trudnej sytuacji. Przez połączone przekonania i dobrą wolę wszystkich przeprowadzimy Norwegię wolną i bezpieczną przez ten poważny kryzys. Dodam, że wobec sytuacji, jaka rozwinęła się, opór jest nie tylko bezskuteczny, lecz wprost równoznaczny z kryminalną destrukcją życia i mienia. Każdy urzędnik, każdy funkcjonariusz samorządowy, a zwłaszcza wszyscy oficerowie w naszym kraju, w armii, flocie, artylerii nadbrzeżnej i w siłach powietrznych jest zobowiązany do podporządkowania się rozkazom rządu narodowego.

Wystąpienie radiowe Vidkuna Quislinga, 9. kwietnia 1940.

Czy te działania można uznać za kolaborację? Weźmy pod uwagę parę szczegółów: gdy rząd norweski opuścił kraj, to właśnie Quisling zażądał od Niemców opuszczenia gmachu parlamentu. Na wezwanie posła Bräuera, by stawił się u niego, zażądał, że wręcz przeciwnie, to poseł ma stawić się, wreszcie pierwszym zarządzeniem, jakie wydał zainstalowawszy się w gmachu Ministerstwa Wojny, było zniszczenie wszelkich dokumentów, które mogłyby być przydatne Niemcom.

Tymczasem głównym aktorem na scenie był Kurt Bräuer, niemiecki poseł w Oslo. To on właśnie zażądał od króla powołania Vidkuna Quislinga na premiera. Spotkał się, rzecz jasna, z odmową. Z drugiej jednak strony zaczął na tyle skutecznie „urabiać” Hitlera, że Quisling został faktycznie odsunięty. W efekcie władzę objęła znacznie mniej niezależna Rada Administracyjna. Była to zapewne całkowicie prywatna inicjatywa posła, wykraczająca poza instrukcje z Berlina. Świadczy o tym fakt, że gdy Bräuer 16. kwietnia odleciał do Berlina dumny niczym paw, w tydzień później został wysłany, jako zwykły żołnierz, na front zachodni. Walsh wspomina o pogłoskach, że w latach powojennych ów Bräuer poszedł na współpracę z Sowietami.

24. kwietnia 1940 roku w siedzibie następcy tronu w Skaugun zainstalował się komisarz Rzeszy, Josef Terboven, sprawujący władzę dyktatorską. To on zagroził Quislingowi, że zdelegalizuje Nasjonal Samling, o ile ten nie ustąpi z przywództwa. Interwencja u Hitlera nie dała żadnych efektów poza mglistymi obietnicami, że jeżeli okoliczności pozwolą…

Największym błędem, jaki popełnił Quisling, było sformowanie marionetkowego rządu 1. lutego 1942, po dwóch latach cywilnej administracji niemieckiej. Wbrew niewyraźnym obietnicom Hitlera nie był to żaden „pierwszy krok do niepodległości Norwegii”, gdyż aż do maja 1945 roku niepodzielną władzę sprawował Terboven. Błąd ten z pewnością nie wynikał z oportunizmu ani chęci kariery, lecz raczej z naiwnej wiary w słowo Hitlera. Tym niemniej ten okres na pewno chluby mu nie przyniósł. Jednakże zarzuty wobec Quislinga postawione mu w akcie oskarżenia dotyczyły czegoś zupełnie innego.


Proces i egzekucja

7. maja 1945 Niemcy w Norwegii skapitulowali, Quisling wraz z członkami Nasjonal Samling otrzymali polecenie zgłoszenia się na posterunek policji. Zapewne mógł on z łatwością zbiec do jakiegoś kraju neutralnego, zdecydował się jednak pozostać na miejscu. Wkrótce on sam i tysiące jego zwolenników zostali uwięzieni. Jakie były główne zarzuty aktu oskarżenia? To bodaj największe curiosum XX w.! Mianowicie, dotyczyły jego działalności… przedwojennej: 1. że dostarczał Niemcom informacje wojskowe i polityczne, 2. że na trzy miesiące przed inwazją, w grudniu 1939 wystarał się o audiencję u Hitlera i adm. Raedera wraz z biznesmenem Hagelinem, 3. że ogłaszając nielegalnym (jakim było w istocie) przedłużenie mandatu parlamentu norweskiego sam sobie stworzył powód do zamachu stanu. Były wreszcie inne zarzuty: że zaprosił Niemców do okupacji Norwegii (jakby wolał ją niż okupację brytyjską) oraz że chciał wcielenia Norwegii do Wielkiej Ligi Germańskiej, dalej, że przekonał Hitlera o intencjach mocarstw zachodnich okupowania Norwegii (które, jak wiemy, były prawdziwe), że w tym czasie Quisling zarzucał nielegalnemu rządowi podjęcie decyzji o nieprzeszkadzaniu inwazji francusko-brytyjskiej (co też było prawdą).

Mówiąc krótko a dosadnie, niezależnie od tego, jak ocenimy postawę Quislinga, akt oskarżenia był przysłowiowym „odwracaniem kota ogonem”, jak mawiał pan Zagłoba.

Zarzut nr 1 jest bezsensowny, gdyż Quisling nie pełnił żadnych funkcji, nie mógł, więc przekazywać Niemcom żadnych istotnych informacji. Zarzut nr 2, Quisling istotnie był w Berlinie w grudniu 1939 roku w sprawach, jak sam zeznał, naukowych, na prośbę dr Aalla, asystenta znanego profesora Strangelanda. Na nalegania Rosenberga istotnie spotkał się z Hitlerem, była o tym mowa wyżej. Równie wiele sensu miał zarzut nr 3, gdyż Quisling nie przeprowadził żadnego zamachu stanu, lecz – na zasadzie własnego autorytetu, w obliczu ucieczki rządu – usiłował zaprowadzić ład i spokój. Co do legalności przedłużenia mandatu parlamentu, sprawa jest dyskusyjna. Zapraszanie Niemców, czy kogokolwiek innego, do okupacji Norwegii jest zarzutem bezsensownym, jeśli wziąć pod uwagę cały życiorys Quislinga. Pojawia się przy tym pytanie retoryczne: w czym lepsze są lub gorsze bomby niemieckie spadające na Norwegię od bomb brytyjskich?

Dalej, Quisling nie zamierzał do niczego wcielać Norwegii, lecz wręcz przeciwnie, zamierzał łączyć kraje nordyckie w jednym związku, o czym pisał 15 lat wcześniej w zupełnie innych okolicznościach, w okolicznościach, w których nie przypuszczał, że zaciekły wróg bolszewizmu, jak on sam, mianowicie Winston Churchill zechce przyłożyć rękę do otwierania drzwi do Europy Stalinowi i bolszewizmowi.

Ostatni zarzut jest tak śmieszny, że właściwie nie wiadomo, jak go skomentować. Powtórzę to, co napisałem wcześniej: kolejne rządy norweskie, w szczególności rząd Nygaardsvolda, nie uczyniły nic, aby wzmocnić obronność kraju, o co Quisling przez lata bezskutecznie apelował. W takim razie, kto tu jest zdrajcą?

Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze parę okoliczności, nazwijmy to, proceduralnych.

  1. Uniemożliwiono Quislingowi wyboru obrońcy, miał obrońcę z urzędu, wyznaczonego przez sąd,
  2. Nie było świadków obrony, nie zostali dopuszczeni,
  3. Nie było dowodów obrony, nie zostały dopuszczone przez sąd,
  4. Przewodniczącym składu sędziowskiego był Erik Solem, polityczny weteran, oponent Nasjonal Samling, który zyskał sobie przydomek „krwawego topora”; coś, jakby Roland Freisler, słynny złą sławą oskarżyciel publiczny w procesach pokazowych w Niemczech po zamachu na Hitlera.
  5. Wedle prawa norweskiego czyny zarzucane Quislingowi mogły podlegać najwyższemu wymiarowi kary, ale tylko w czasie faktycznych działań wojennych. Tymczasem ten właśnie artykuł został zmieniony już po wojnie. Lex retro agit?

Notka 12: W wielu miejscach tego artykułu powołuję się na książkę Vitalisa Pantenburga, „Rußlands Griff um Nordeuropa”, Schwarzhäupter-Verlag, Leipzig, 1938 [”Rosyjskie szpony wokół Europy Północnej”]. Parę słów o samym autorze.
Ur. 3. czerwca 1910 w Wittlich, Nadrenia-Palatynat, zm. ??, po 1976 roku.
Był niemieckim inżynierem, dziennikarzem, pisarzem, geografem, tłumaczem, fotografem i przede wszystkim podróżnikiem, specjalizującym się w Arktyce. Studiował energetykę i elektrotechnikę w Szkole Technicznej w Hanowerze i na Uniwersytecie Technicznym w Brunszwiku. Brał udział w wielu wyprawach arktycznych do Skandynawii, na Grenlandię, Islandię, również do Kanady. W roku 1935 opublikował swoją pierwszą książkę: „Eine Begegnung mit dem Hakenkreuz im hohen Norden” [„Spotkanie ze swastyką na dalekiej Północy"]. (Uwaga, swastyka nie była znakiem tylko nazistowskim). Wspomniana książka, „Rosyjskie szpony…”, była trzecią z kolei. W tamtych czasach nie wiedziano jeszcze, że Pantenburg pracował również „na drugim etacie” u admirała Canarisa. W pewnym okresie był kierownikiem sekcji skandynawskiej Abwehry.
Po wojnie pracował w Archiwum Badań Polarnych w Kilonii.
Przed i po wojnie mieszkał na przedmieściach Kolonii, potem przeniósł się do Rodenkirchen, następnie, w latach 70-ych do Hahnwald. Jego żoną była urodzona w 1915 roku w Rosji Liselotte Kattwinkel, pisarka i tłumaczka. Towarzyszyła mu w wielu wyprawach.
Pod koniec lat 70-ych małżonkowie osiedlili się na Balearach i tam zaginął po nich ślad.
W związku z książką „Rosyjskie szpony…” intrygujące jest pytanie, kto był jej inicjatorem oraz kto dostarczał informacji? Mianowicie, wiadomo skądinąd, że admirał Canaris pod koniec 1937 roku radykalnie zmienił swoje nastawienie wobec Hitlera i zaczął szukać kontaktów z Brytyjczykami. W związku z tym, że książka brzmi niczym dzwonek ostrzegawczy, nie od rzeczy jest pytanie, czy to Pantenburg służy, jako „kanał transmisyjny” tego, co chciał przekazać Canaris, czy też Canaris udostępnił tylko Pantenburgowi informacje, czy też faktycznie zbierał je Pantenburg, a Canaris pozwolił je opublikować?

Za komentarz niech wystarczy zdanie wypowiedziane przez Gustava Smedela, jednego z najwybitniejszych prawników norweskich: „W kraju, który uznaje równość wobec prawa, nie do przyjęcia jest to, by jeden przywódca polityczny skazywał innego na śmierć.

24. października 1945 roku salwa plutonu egzekucyjnego w twierdzy Akerhus zakończyła życie Quislinga. Ostatnimi jego słowami były: „Tak umarł Wiking”.

Próba podsumowania

Powszechnie twierdzi się, że Quisling był zdrajcą. Sam epitet „quislingizm” został stworzony przez propagandę brytyjską w 1940 roku. Cóż, trzeba było znaleźć kozła ofiarnego dla własnego niezgulstwa… Podobnie po stronie norweskiej, żywy Quisling byłby chodzącym wyrzutem sumienia dla tych wszystkich, którzy dopuścili się zaniedbań w okresie przedwojennym i tchórzostwa w kwietniu 1940 roku. A może Quisling po prostu za dużo wiedział? Choćby o tym, kto finansował tę czy tamtą partię przed wojną?

Jednakże, jeśli przyjąć, że Quisling był zdrajcą, to jak nazwać księcia Windsoru? (Patrz Notka 11). (Po wojnie wiele wysiłków włożyli Brytyjczycy w to, by „wyczyścić” wszelkie możliwe archiwa z dokumentów, które mogłyby rzucić choćby cień na tego pana).

Jeśli Quisling był zdrajcą, to jak nazwać komunistów norweskich, którzy latami sabotowali wysiłki ludzi takich, jak tenże Quisling na rzecz poprawy stanu obronności, którzy piali z zachwytu na wieść o pakcie Ribbentrop-Mołotow, którzy robili wszystko, co możliwe, aby utrudnić pomoc dla walczącej Finlandii?

Jeśli Quisling był zdrajcą, to jak nazwać Philby’ego, Burgessa, McLeana, Blunta itd.?

Jeśli Quisling był zdrajcą, to jak nazwać Petaina, Lavala, czy Weyganda?

Moim zdaniem Quisling raczej nie zasłużył na miano bohatera, zwłaszcza po 1942 roku, ale z pewnością nie był zdrajcą. Był raczej postacią tragiczną, wplątaną w tryby „młynów wielkich mocarstw”, które miażdżyły wszystko po drodze. Gdyby znalazł się w innym miejscu albo w innym czasie, z pewnością los byłby dla niego łaskawszy.

Wróćmy na koniec do pytania postawionego na samym początku, o związek między Kanałem Białomorskim i Vidkunem Quislingiem. Otóż, to przedsięwzięcie można traktować, jako symbol sowieckich zbrojeń i industrializacji Karelii, co miało być podstawą do realizacji ekspansjonistycznych celów Rosji sowieckiej w tej części Europy. Vidkun Quisling, jako jeden z nielicznych polityków skandynawskich, a pewnie i europejskich, dobrze zdawał sobie sprawę z rosnącego zagrożenia. Jeszcze raz, zatem, zdrajca, czy bohater? A może prorok, który nie znalazł zrozumienia w swoim kraju?

Niech jednak każdy czytelnik sam sobie odpowie na to pytanie.



Brak komentarzy: