o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 10 maja 2008

CUD KWITNĄCEJ GOSPODARKI


Cud kwitnącej gospodarki

Tagi:
polityka gospodarcza
globalizm
finanse
Kiedy to na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, międzynarodowa plutokracja likwidowała rękami Balcerowicza resztki tego co zostało z polskiej gospodarki po latach komunizmu, wszelkie próby protestu dotyczące społecznych kosztów tej „transformacji", zagłuszane były dogmatem konieczności dławienia inflacji. Plutokraci i ich suto opłacane krajowe sługusy wychodzili z założenia, że społeczeństwo polskie ma służyć finansom a nie vice versa.
Zupełnie inną postawę reprezentują oni dziś gdy widmo katastrofy ekonomicznej zagląda w oczy „zachodnim nadludziom". Prezes Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn (http://ft.onet.pl/11,5655,dramatyczny_apel_szefa_mfw,artykul.html) wzywa kraje zachodu do wprowadzania wzorem USA „pakietów stymulacyjnych" (czytaj: rozdawnictwa pieniędzy) w celu rozkręcenia koniunktury. Były minister pracy w administracj Clintona, Robert Reich, (http://www.newsweek.com/id/101108) w wywiadze dla Newsweeka stwierdził, że inflacja jest mniej groźna niż recesja czy depresja; And while lowering rates may cause inflation, it is far less threatening now than a recession or perhaps--and I cringe at using the word--a depression.
Gdzie podział się liberalny fudnamentalizm fiskalny z polskich lat dziewięćdziesiątych, kiedy to nadrzędny cel walki z inflacją warty było każdego poświęcenia ze strony polskiego społeczeństwa, a MFW stał na straży wypełniania tych wzniosłych zadań?
Nawet dziś standardy dla Zachodu i Wschodu są diametralnie różne. Stefan Wagstyl w artykule pt. Kryzys kredytowy nie ominie Europy Wschodniej, (http://ft.onet.pl/11,5689,kryzys_kredytowy_nie_ominie_europy_wschodniej,artykul.html) pisze: Różnice rejestrują rynki finansowe. W miarę jak inwestorzy wprowadzają zmiany w swoich strategiach, rośnie awersja do ryzyka. Niektórzy odwrócili się od rynków rozwijających się, w tym także od byłych krajów komunistycznych. Należy tu podkreślić, że w gobalistycznej nowomowie „rynek" to nic innego niż wspomniani uprzednio „plutokraci". Dalej Wagstyl cytuje też „ekspercką"opinię, że właściwie wszystko jest w porządku: Jak mówił w tym miesiącu na jednej z biznesowych konferencji Leszek Balcerowicz, były prezes polskiego banku centralnego: "Powinniśmy cieszyć się z lekkiego spowolnienia, zwłaszcza kraje bałtyckie, które rozwijały się najszybciej.
W imię takiej „ideologii", przeprowadzono na Narodzie Polskim „ekonomiczne ludobójstwo", przewyższające swymi rozmiarami to dokonane w czasie II-giej Wojny Światowej przez Niemców i Rosjan. Nie potrzeba było bombardować zakładów przemysłowych, wystarczyło je „sprywatyzować", a następnie złomować lub czekać aż same ulegą zniszczeniu. Nie potrzeba było Oświęcimia, by pozbyć się nadmiaru populacji, wystarczyło gigantyczne bezrobocie powodujące masowy eksodus młodego pokolenia. Nie potrzeba było poniżających rasistowskich zarządzeń by upodlić społeczeństwo, wystarczyło zamienić je w podrzędnych wyrobników i prostytutki.
Wszystko to udało się nadspodziewanie dobrze, a rezultatem tego jest obecna rzeczywistość, czyli społeczność znajdująca się na pograniczu biologicznej zagłady, pozbawiona nie tylko środków wytwórczych, ale i wykwalifikowanej wielkoprzemysłowej siły roboczej i kadry inżynieryjnej. Po osiemnastu latach „transformacji" stare kadry odeszły do historii a nowych z oczywistych względów nie wykształcono. Nawet więc gdyby teoretycznie udało się doprowadzić polską gospodarkę do zdrowej równowagi sektorów wytwórczego, usług i handlu, to i tak nie byłoby kadr niezbędnych do jej funkcjonowania.
Tak więc Polska jest skazana na nieproduktywną wirtualną gospodarkę zwaną z angielska FIRE (finance, insurance, real estate), nie dającą nadziei na rzeczywisty rozwój materialny tworzący dobrobyt całego społeczeństwa. Na placu boju pozostały tylko fiskalne pasożyty, obsiadające jak muchy świeże odchody, banki, firmy brokerskie, konsultacyjne i marketingowe, bełkoczące od rzeczy na temat „kwitnącej gospodarki" i „awansu cywilizacyjnego" jaki to rzekomo dokonał się w Polsce.
Większość spauperyzowanego społeczeństwa, wynarodowiona, zdemoralizowana i otumaniona przez media będące w posiadaniu pultokracji nie jest nawet w stanie ocenić swej rzeczywistej sytuacji, liczy ciągle na unijny raj jako panaceum na wszystkie bolączki.

***

comment:

mocno, po inżyniersku
ale w sumie słusznie, no może porównania zbyt drastyczne ale rozumiem, trzeba wstrząsnąć aby dotrzeć.Mniej więcej to samo twierdzę, bolejąc nad pauperyzacją społeczeństwa. Zawsze się dziwię gdy czytam oficjalne liczby określające np. średni zarobek satystycznego Polaka i.t.p.Dziwią mnie wypięte piersi ekonomistów dumnie twierdzących, że opanowano inflację i ceny nie rosną i.t.p.Po pierwsze nie do końca jest to prawdą, przykładem może być mój czynsz, który w ciągu roku z 300zł podskoczył do 400zł.Po drugie, brak wzrostu większości cen na artykuły podstawowe nie jest wynikiem działań kolejnych ekip rządzących a wynika jedynie z tego, że ludzie nie mają po prostu kasy. Zanczy zdecydowana większość Polaków, bo niektórzy mają gdyż mają takie możliwości aby mieć.Tutaj kolejne i zasadnicze moje zdziwienie, właśnie w kwestii tzw. siły nabywczej społeczeństwa. We Francji gdzie spędziłem lat kilkanaście, termin "pouvoir d'achat" społeczeństwa jako całości, czy to rodziny, czy indywidualnego człowieka, był obecny na codzień we wszystkich dyskusjach o bezrobociu, stagnacji gospodarczej, wzrostu lub spadku koncumpcji itd. itd. Rozumiany on jest jako siła nabywcza każdego pracującego Francuza, która w sytuacji spokojnego wzrostu gospodarczego również spokojnie i proporcjonalnie wzrasta. U nas w kraju o tym się nie rozmawia wcale. Taki określenie nie istnieje.Określenie czy termin siła nabywcza odnosi się do tzw. konsumpcji, jej pożądanego wzrostu i utrzymaniu się na wysokim poziomie w społeczństwach kapitalistycznych zwanych również konsumpcyjnymi. I nie ma w tym niczego zdrożnego, jeżeli rozumiemy a nie zrozumieć doprawdy trudno, że wzrost konsumpcji oznacza wzrost popytu na towary konsumpcyjne. Wzrost popytu na towary powoduje wzrost produkcji. Z kolei wzrost produkcji rozkręca handel i usługi oraz stwarza zapotrzebowanie na nowych pracowników bezpośrednio w produkcji, pośrednio w handlu. Wraz ze wzrostem zapotrzebowania na pracowników spada oczywiście bezrobocie, z ulgą dla budżetu państwa czyli per saldo wszystkich. Następuje również wzrost płac wśród już zatrudnionych specjalistów, na co pozwala wzrost produkcji i sprzedaży, a co zapobiega ewntualnemu przejściu takiego cennego pracownika do konkurencyjnego zakładu, właśnie nowopowstałego ze względu na popyt. Itd. I wreszcie wszyscy ci coraz lepiej zarabiający pracownicy i kadry oraz ich nowi koledzy, jeszcze do niedawna bezrobotni, już po pracy idą do sklepów i konsumują. Co z kolei nakręca w konsrkwencji dalszą konsumpcję czyli dalszy popyt na towary, wzrost produkcji, wzrost zatrudnienia, wzrost płac i tak dalej, w koło te koło fortuny się rozkręca coraz szybciej. Wszyscy dokładnie wszyscy na tym korzystają, nie tylko dyrektorzy i właściciele firm. Tak w uproszczeniu wyglądają i funkcjonują prawa ekonomii, tej prawdziwej, w normalnym kraju kapaitalistycznym nawet z państwowymi sektorami produkcyjnymi czy usługowymi.W każdym normalnym kraju, tylko nie u nas.Dlatego korzystam z każdej nadarzającej się okazji aby te elementarne zasady przypomnieć i uswiadomić ich funkcjonowanie jak najszerszemu gremium. Naszym specjalistom od ekonomii nie ufam i liczę juz tylko na nowe pokolenie, które prędzej czy później weźmie sprawy w swoje ręce.Co do apelu prezesa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahna (w skrócie DSK) czy podobne głosy płynące z instytucji europejskich to wypada tylko przypomnieć, że już w sierpniu ubiegłego roku Bank Centralny wrzucił na rynek kilkadziesiąt miliardów dolarów w celu uzdrowienia sytuacji zadłużonych banków (np. grupa CityBank 25mld deficytu) oraz zaradzeniu stagnacji gospodarczej czyli rysującemu się osłabieniu konsumpcji ze wszystkimi konsekwencjami jakie w takim wypadku nastąpić mogą (patrz wyżej).Krótko mówiąc, słychać nawoływania największych decydentów gospodarki światowej do drukowania pieniędzy!!!Co na to nasz rodzimy guru Balcerowicz z całą bandą jego bezkrytycznych apologetów? Ani "wicie" ani "rozumicie". Nic, cisza.Tylko Lepper, jak go jeszcze dziennikarze oblegali, powtarzał wielokroć, że trzeba dodrukować pieniędzy, że czasami okres inflacji może być zbawienny dla gospodarki, bo zdecydowanie lepszy od stagnacji. Ale nawet Lepper, jak sie wydaje, nie zna wagi ani nawet znaczenia takiego określenia jak "siła nabywcza społeczeństwa".
2008-01-30 20:09giz 3miasto


Brak komentarzy: